Wizyta estońskiego lodołamacza w porcie gdyńskim zimą 1937 roku

0
550

Na stronie YouTube1 możemy obejrzeć unikatowy, niezwykle krótki, film ze stycznia 1937 r., który przedstawia skuty lodem międzywojenny port w Gdyni. Potężne sople zwisające z pokrytych lodem lin, gruba warstwa śniegu, wszechobecna biel, unieruchomione statki, łodzie i kutry – wszystko to sprawia wrażenie niesamowitej grozy i tajemniczości, zmuszając jednocześnie do pokory wobec niepokonanych sił przyrody.

Port gdyński w 1937 r. został przez nagły atak zimy kompletnie unieruchomiony. Ogólnopolskie dzienniki donosiły: „Panujące w ostatnich dniach mrozy, które dochodzą do -17,4 st. spowodowały zamarzanie wewnętrznych basenów portu gdyńskiego. Ciężka kra, której grubość zostaje powiększona przez ciągle zamarzające bryły lodu, stale łamanego przez statki i holowniki, utrudnia żeglugę, która i tak dostępna jest tylko dla silniejszych parowców i przy pomocy holowników portowych”2. Temperatury w nocy przekraczały minus 20 stopni. W miesięczniku „Morze” dowodzono, że tego typu zimy w południowej części Bałtyku zdarzają się raz na 9-10 lat3. W tej sytuacji, po raz kolejny, nadarzyła się okazja, by dać świadectwo przyjaźni polsko-estońskiej.

29 stycznia 1937 r. na jednym z biurek Ministerstwa Spraw Zagranicznych pojawiła się notatka o następującej treści: „Pan naczelnik wydziału portowego M P W. Bomas, telefonuje, że z powodu dużej kry, dojazd do portu gdyńskiego jest bardzo utrudniony, wobec czego potrzebne są łamacze lodów. Urząd morski w Gdyni prosi o interwencję w Tallinie w kierunku wysłania lodołamacza estońskiego do Gdyni. Urząd Morski niezależnie od naszej interwencji, zwrócił się już do władz portowych estońskich.”4. Urzędnik Ministerstwa, autor notatki, Maksymilian Gajdziński dodawał jednocześnie, że sprawa była bardzo pilna i w tej sytuacji p. Bomas prosił o interwencję u posła estońskiego lub bezpośrednie zwrócenie się do poselstwa Republiki Polskiej w Tallinie5. 1 lutego do Gdyni wysłano z Warszawy telex, w którym zapewniano, że sprawa lodołamacza została załatwiona pomyślnie, a sam statek odpłynął z Tallinna do Gdyni w poniedziałek6. Lodołamacz nosił nazwę „Tasuja”7. W związku z „misją ratunkową” estońskiego lodołamacza 4 lutego do Ministerstwa Przemysłu i Handlu w Warszawie pisał z Tallinna poseł polski W. Przesmycki: „Egzemplarz umowy wraz z pełnomocnictwem Poselstwo przesyła w załączeniu i prosi o spowodowanie możliwie spiesznego odesłania formalnego upoważnienia dla Posła oraz polisy ubezpieczeniowej. „Tasuja” opuścił port talliński dn. 1 lutego 1937 r. o godz. 14.45 w kierunku Gdyni. Wg ostatnio otrzymanych wiadomości, lodołamacz musiał jednak zawinąć do Libawy wskutek silnego oblodzenia i przyjazd do Gdyni jest spodziewany w nocy z 3 na 4 b. m.”8.

Lodołamacz rzeczywiście do Gdyni dotarł 4 lutego o godzinie 11.40. W porcie gdyńskim przebywał dziewięć dni i w drogę powrotną wyruszył 12 lutego o godzinie 17.10. W porcie tallińskim znalazł się ponownie o 14 lutego o godzinie 11.55. Tak podsumowywano pobyt „Tasuji” w gdyńskim porcie: […] Jak z tego wynika „Tasuja” pracował w Gdyni 9 dni i był w drodze 5 dni. W Gdyni „Tasuja” nie pracował ponad 10 godzin dziennie.[…] Węgiel, woda, olej oraz inne materiały były otrzymywane w Gdyni w naturze.”9. Swoją pracę potężny lodołamacz rozpoczął, jak donosił korespondent „Polski Zbrojnej” od odlodzenia basenów: rybackiego i przemysłowego10. W „Gazecie Polskiej” czytamy więc: „Lodołamacz rozpoczął najpierw pracę w basenie południowym, gdzie uwolnił z lodu stojące przy nabrzeżu kutry rybackie, które poczynając od dziś mogą rozpocząć połowy, przerwane wskutek mrozów.”11. Również tym dzienniku zamieszczono szczegółowy opis prac estońskiego „smoka”. Przybycie tak dużej jednostki oczywiście wzbudziło wśród mieszkańców Gdyni duże zainteresowanie. Pracy lodołamacza z nadbrzeży przyglądać się miały tłumy, które obserwowały jak „Tasuja” „dymiąc zawzięcie, manewrował w tył i naprzód. Zaczął od basenu rybackiego, gdzie tłumnie zebrani rybacy śledzili jego pracę z prawdziwą przyjemnością i wdzięcznością. […]”12. Niewątpliwie zafascynowany widokiem manewrującej jednostki reporter pisał dalej: „Czarny, zaokrąglony dziób lodołamacza wrzynał się z łatwością w pokrywę lodową, biorąc ją pod siebie i łamiąc ją swoim ciężarem. Jak pracowity oracz odwala skibę, tak samo ziejący kłębami czarnego dymu stalowy smok o sile maszyn 1200 koni mechanicznych systematycznie kruszył lodowy pancerz na wodzie.”13. Po wykonaniu tej pracy, estoński „smok” rozpoczął oczyszczanie basenów portowych z pokruszonego przez siebie lodu. Jednostka, opleciona sznurami, oparła dziób o nadbrzeże i napierając na nie włączono śruby, które „wzburzyły wodę do dna basenu i zaczęły wypędzać z niego krę na otwartą przestrzeń.”14. Urzeczony reporter pisał z zachwytem: „Widok był wspaniały, gdy zielonkawe tafle lodu porwane zostały przez ten sztuczny prąd i, przewracając się i kłębiąc, zaczęły się usuwać z basenu”15. Estońska załoga okrętu spisała się więc znakomicie, port w Gdyni mógł zacząć ponownie pracować. Niemniej jednak pozostała jeszcze jedna kwestia – zapłata za wykonaną usługę.

Sprawy finansowe omówiono i zatwierdzono w Tallinie 3 lutego. Ministerstwem, które miało ze swojej kasy sfinansować całe przedsięwzięcie było Ministerstwo Przemysłu i Handlu. Szczegóły sprawy załatwiał W. Przesmycki. W sumie do zapłacenia było 805 funtów16. Rachunek z Tallinna został wysłany dopiero 22 lutego. W liście z polskiego poselstwa, w którym znajdował się oryginał rachunku i jego tłumaczenie, znalazła się również informacja, o tym, że Urząd Morski w Tallinie otrzymał polisę asekuracyjną przysłaną z Polski17. W. Przesmycki dodawał jednocześnie: „Przy tej okazji Poselstwo pragnie podkreślić bardzo kurtuazyjne i szybkie załatwienie sprawy przez tutejsze czynniki rządowe, za co złożyłem specjalne podziękowania Panu Ministrowi Komunikacji Generałowi Sternbakowi, oraz zwrócić uwagę MPiH na skomentowanie przez stronę estońską umowy w dogodnym dla nas znaczeniu, gdyż wystawiony rachunek opiewa po L. 70 tylko na 9 dni, a nie całych 14 – cie. Zgodnie z pismem Urzędu Morskiego zaznaczyliśmy, że rachunek będzie uregulowany w pierwszych dniach marca.”18. Tak też się i stało. Z początkiem marca, wraz z zapłaceniem rachunku przez polską stronę, zakończyła się sprawa wizyty estońskiego lodołamacza w polskim porcie.

Dla pełnego obrazu dodać należy, że kilka dni po tym jak „Tasuja” wypłynął z portu gdyńskiego, ten ponownie zaczął zamarzać. Tym razem jednak poradzono sobie bez potrzeby wzywania estońskiego „olbrzyma”.

 

Przypisy:
1. http://www.youtube.com/watch?v=SvqtDxB-DOU
2. Lody i wiatry utrudniają pracę portu w Gdyni, IKC, nr 34, 1937, s. 13.
3. R. C., Zima na Bałtyku, Morze, nr 4, 1937, s. 23
4. Archiwum Akt Nowych, Ministerstwo Spraw Zagranicznych, sygn. 2624, Estonia. Obroty portowe. Estoński lodołamacz „Tasuja”. Raporty zestawienia, sprawozdania, korespondencja, s. 54.
5. Tamże.
6. Tamże, s. 55.
7. W numerze 40 z 1937, s. 2 wileńskiego „Słowa” znajduje się zdjęcie okrętu pracującego w gdyńskim porcie. Również w numerze 3 z 1937 miesięcznika „Morze” na wewnętrznej stronie okładki zamieszczono zdjęcie, na którym „Tasuja” holuje grecki statek „Lybias” – błędnie podpisano, że „Tasuja” była z Łotwy.
8. Tamże, s. 57.
9. Tamże, s. 66.
10. Czy trwająca odwilż grozi powodzią, Polska Zbrojna, nr 36, 1937, s. 6.
11. Port gdyński rozpoczął normalną pracę, Gazeta Polska, nr 36, 1937, s. 10.
12. Zima nad morzem, Gazeta Polska, nr 46, 1937, s. 6.
13. Tamże.
14. Tamże.
15. Tamże.
16. AAN MSZ, sygn. 2624, Estonia. Obroty portowe. Estoński lodołamacz „Tasuja”. Raporty zestawienia, sprawozdania, korespondencja, s. 66.
17. Tamże, s. 65.
18. Tamże, s. 65.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj