Pojednanie

0
1974
Panorama dzielnicy Lasnamäe. Zdj. Digger / Wikimedia Commons / CC BY-SA 3.0.

1

Ostatnimi czasy Katariina była pewna, że piękno znajdzie wszędzie, tylko nie na rodzinnym Lasnamäe[1]. Aż tu nagle jabłoń za oknem przypomniała jej, jak to miło jest siedzieć sobie w kuchni i nie śpieszyć się donikąd. Naga gałąź, która w czasie zimowych nawałnic tłukła się natrętnie o szybę okienną, zmieniała się stopniowo w pokryte kwieciem dzieło sztuki. Najpierw pojawiły się gdzieniegdzie pąki, później kwiaty, aż w końcu zamiast stracha na wróble ukazało się prawdziwe piękno. Artystka poczuła się wręcz zmuszona szkicować te wiosenne wspaniałości każdego ranka i zapominała o innych obowiązkach. Wkrótce potem zakwitł też kasztan tuż przy bloku obok.

Tę jabłoń za jej oknem zasadziła nieznana osoba jeszcze w połowie lat osiemdziesiątych, kiedy Katariina dopiero co przeniosła się z Tartu do Tallinna. Przedtem było tu pustkowie, później błotnisty plac budowy. W okresie przełomu zagorzali tekściarze Śpiewającej Rewolucji radzili, żeby ową położoną na wapiennym płaskowyżu dzielnicę wysadzić w powietrze, a więc również Katariinę i jej jabłoń, jednak nie udało się zatrzymać Lasnamäe oraz lokalnych zręcznych miłośników zieleńców – po odzyskaniu wolności zaczęto wręcz z poświęceniem i artyzmem sadzić przed blokami wspaniałe kwietniki. W czasie tej wiosennej kwarantanny wydawały się one niesłychanie finezyjne, tak więc Katariina przyglądała im się długo z podziwem, dopóki jakiś ogrodnik amator nie wyskoczył nagle zza krzaka, żeby wysondować obcego.

Wysokich bloków na Lasnamäe coraz to przybywało i dotarły one prawie do amfiteatru. Place budowy znajdowały się nawet w dawnym lesie, tam, gdzie z wysokiej skarpy rozciągał się cudowny widok na morze i zachód słońca, w sam raz na spacer od domu Katariiny i z powrotem. Artystka lubiła spacery szczególnie wczesnym rankiem, kiedy to w Kadriorgu[2] i nad morzem nie było jeszcze wielu spacerowiczów. O późniejszej porze bezmyślni piesi, którzy chodzą całą szerokością drogi, psuli cały poranny nastrój, ponieważ zmuszali samotnie idącą kobietę do zejścia z uliczki parkowej na błotniste pobocze. Dwóch krzepkich biegaczy zdołało zająć całą dwumetrową alejkę, widać zasada kwarantanny – dwa metry dystansu – była dla nich tylko powodem do kpin, tak samo zresztą jak europejska uprzejmość, którą małej Katariinie wpajała babcia pamiętająca jeszcze przedwojenną Estonię.

Wcześnie rano nie było także napastliwych psów, które z powodu nadąsanych właścicielek były tej wiosny wyjątkowo zadziorne. I to właśnie posiadaczki złych kundli spuszczały je ze smyczy w parku i na plaży, jak gdyby stolica należała tylko do nich. Czy to mały mops tłustej mamuśki, czy też piesek chudej jak patyk laluni, złośliwości nie brakowało ani w jazgocie szczekacza, ani we wzroku właścicielki. Psie pokraki atakowały zaciekle każdego samotnego spacerowicza.

Dorosłych mężczyzn Katariina obawiała się najmniej, tacy przeważnie przywoływali swoje pupile albo przyciągali smycz, żeby przepuścić mijającego przechodnia. Dla aroganckich panienek i młodych wyrostków wąska droga w parku lub przy plaży już dawno stała się polem walki, gdzie wraz ze zwierzęciem można otwarcie rzucić się na wroga. W trakcie swych podróży, na spacerach nad brzegiem Renu, Katariina nie miała z tym nigdy takiego problemu, chociaż dwu- i czworonożnych spacerowiczów było w Niemczech wielu więcej. Z jeszcze większą elegancją i uprzejmością mijano się tylko na promenadzie nad Jeziorem Zuryskim.

W Tallinnie nawet w czasie wiosennej kwarantanny młode rodziny nie zamierzały wpajać swoim latoroślom zasad ustępowania, choć nie byłoby niczym trudnym powiedzieć: „Zobacz, pani tu idzie, pójdziemy teraz gęsiego brzegiem drogi, dopóki nie przejdzie!“ Rodzina jednak zajmowała całą drogę, czy to przy ulicy, w parku, lesie, czy jeszcze gdzieś indziej, gdzie w tak prosty sposób można było odnieść zwycięstwo. W każdym razie na wapiennym brzegu i w Kadriorgu strach przed pandemią nie krępował ludzi ani nie zmieniał ich w bardziej uprzejmych.

Ku przerażeniu artystki stolica już się budziła, teraz, z powodu stanu wyjątkowego, wyprowadzano pupili na siku wcześniej niż zwykle. Przez jakiegoś wściekłego szczekacza Katariina nie usłyszała od razu dzwoniącej komórki, stanęła na drodze pewnej biegaczce i nie zdążyła w odpowiedniej chwili uskoczyć w bok. Dziewczyna wyminęła ją tak blisko, jakby nigdy wcześniej nie słyszała o zasadach kwarantanny. Kolejna nieustraszona w światowym maratonie zarazy, gdzie od rezultatu porannego biegu arogantów miałoby zależeć, czy świat przetrwa, czy nie.

– Dlaczego nie odbierasz? Co z tobą? Dzwonię i dzwonię! Gdzie ty się podziewasz? – Katariina poznała surowy głos Mare, którego nie słyszała już od kilku ładnych lat. – Pamiętasz mnie w ogóle?

– Mare, twój głos trudno pomylić z czyimś innym! Skąd nagle ten zaszczyt? Po tylu latach? – wymamrotała zaskoczona Katariina.

– Chciałabym pogodzić się z tobą jeszcze przed śmiercią – Mare załkała do telefonu.

– Czyżbyś była… w szpitalu? – przestraszyła się Katariina i stanęła na drodze następnemu biegaczowi, który nie odsunął się nawet o krok. Tym razem był to spocony młodzik ze słuchawkami w uszach.

– No co ty, Kata, jeszcze nie, na szczęście jestem zdrowa, ale życie i tak jest straszne! Nie wyobrażasz sobie nawet, jak ponure jest puste Monachium, w centrum nie ma żywej duszy – Mare nie przestawała płakać. – Tu zawsze pije się dużo piwa, a teraz odwołano jesienny Oktoberfest, choć dopiero jest wiosna. Co to będzie? Nie daję już rady, nigdzie nie wolno się ruszyć! Picie piwa w knajpie to pewnie też grzech. Czuję się, jakbym została żywcem pochowana.

– Dla mnie piwo mogłoby nie istnieć – prychnęła Katariina.

– Czy ty nie masz ani krzty współczucia? – wybuchnęła z wściekłością Mare i z oburzenia wstąpiła w zmarkotniałą rozmówczynię energia. – Nawet nie wiesz, jakie okropne jest obecnie życie w Niemczech i na całym świecie, jakie obostrzenia!

– Oglądam telewizję niemiecką oraz kanały z całego świata, więc jestem na bieżąco.

– Nie możesz być z moim życiem na bieżąco, skoro nie widziałaś mnie sto lat – drążyła Mare.   

– Wielka niemiecka damula się znalazła! Zniknęłaś z Estonii bez słowa pożegnania – wybąkała Kata ku własnemu zdumieniu niemalże ze skruchą.

– Och, kochana, spędziłyśmy wspólnie dzieciństwo, to były piękne lata, a teraz umrzemy wszyscy od zarazy i…

– Ludzie zawsze umierali, nikt wiecznie nie żyje – przerwała jej zniecierpliwiona Katariina. – Dlaczego właśnie teraz dzwonisz?

– No przecież panuje pandemia! Trzeba się pogodzić przed śmiercią – oświadczyła Mare tak błagalnym tonem, że Katariina o mało co jej nie uwierzyła.  

– Dobra, pogódźmy się! Czy coś jeszcze?

– Kto tam tak przeraźliwie szczeka? – zapytała Mare już pewniejszym głosem. – Czyżbyś wzięła psa do tej swojej dziury na Lasnamäe? Już nie wojażujesz po świecie?

– Nikt nie wojażuje tej wiosny. Jestem na spacerze w Kadriorgu, to jakiś obcy pies – odparła Katariina. Uprzykrzony kundel atakował zawzięcie jej nogę, podczas gdy młoda właścicielka obserwowała swego pupila z oddali z bezradnym uśmiechem i nie zamierzała interweniować.

– Nie jesteś w domu? – zawołała zdumiona Mare. – Czy w Tallinnie wolno spacerować?

– Oczywiście, że wolno. Czyżby w Niemczech zabroniono spacerów? U nas nawet wolno szczuć psami przechodniów. Policji nikt się nie boi, a miłośnicy zwierząt to już najmniej, choć najwyższy czas byłoby zrobić z nimi porządek przynajmniej w parkach i na plaży! – krzyknęła Katariina tak głośno, że dziewczyna wreszcie raczyła przywołać psa do siebie.

– Nie wiem, już dawno nie wychodziłam, w końcu to niebezpieczne. Idź szybko do domu, policja wszędzie kontroluje – Mare przestraszyła się raptownie.  

– Niemiecka policja nie może zrobić nalotu na Tallinn, a zwłaszcza nie ty. Natomiast nasi stróże porządku nie mają nic na mnie. W Moskwie, co prawda, wlepiają teraz kary każdemu ruszającemu się obiektowi, dobry sposób na zarobienie na niedoli ludzkiej, ale w Tallinnie wolno spacerować bez maski. Świeże powietrze jest zdrowe.

– Nie tak zdrowe, żeby zachowywać się jak samobójca i ściągać na siebie zarazę.

– Na pewno o wiele zdrowsze niż ciągłe picie piwa w czterech ścianach, twoje ulubione zajęcie. Czy dzwonisz po to, żeby mnie skontrolować? Mogę już się rozłączyć, jeśli nie masz mi nic innego do powiedzenia?

– Skąd ten opryskliwy ton!? – Mare podniosła głos. – Właśnie z powodu swojego charakteru zmarniejesz na tym odrażającym Lasnamäe niczym w więzieniu, mimo że jesteś znaną artystką w Europie i mogłabyś już dawno wyprowadzić się z Estonii.

– Dlaczego w więzieniu? Nie mam krat w oknie, tylko kwitnącą jabłoń. Czy dzwonisz po to, żeby mnie upokorzyć?

– Nie, wcale nie, Naprawdę chcę się pojednać! Z całego serca, słowo honoru! Obie stoimy przecież w obliczu śmierci. Nikt nie wie, kiedy przyjdzie jego kolej – paplała do telefonu Mare. – Och, jakże chciałabym też teraz być w Estonii! Żeby mnie pochowali w ziemi rodzinnej. Tak mi ciężko, ojej, jak mi źle!

– Masz trudności w oddychaniu? – zapytała z wahaniem Katariina, gdyż kuzynka, tak samo jak dawniej, umiała ją zwabić w pułapkę współczucia.

– Wtedy bym już wąchała kwiatki od spodu.

– Bardzo się cieszę, że ty i twoi bliscy jesteście zdrowi. Bo chyba jesteście? Córka zdrowa? A Allan? Jakim cudem nagle przypomniałaś sobie numer do mnie? – Katariina wciąż nie mogła uwierzyć, że Mare chce się z nią pogodzić.  

– Zawsze o tobie pamiętałam, Kata! Ale nie miałam odwagi zadzwonić do ciebie, ponieważ… jak to powiedzieć… No cóż, chciałam choć na stare lata być w Niemczech szczęśliwa. A było to możliwe tylko z Allanem. – Głos Mare stawał się coraz pewniejszy. – Czytałam właśnie gdzieś niedawno, że w czasach Związku Radzieckiego nikt nie miał szczęśliwego dzieciństwa, a Allan…

– Dlaczegóż to niby nie miałaś szczęśliwego dzieciństwa? Czy mamusia i tatuś cię nie kochali? – Katariina wtrąciła pytanie, gdyż nie miała ochoty rozmawiać o Allanie z Mare.

– Oczywiście, że kochali. Co to ma do rzeczy? – zdziwiła się Mare.  – Byłam oczkiem w głowie tatusia i pupilką mamusi.

– Więc kto cię źle traktował, że byłaś nieszczęśliwym dzieckiem? Dziadek cię bił? Czy rodzice zapomnieli o twoich urodzinach? Nie było naleśników?

– Jakich znów naleśników? Na moich urodzinach stół zawsze uginał się pod ciężarem pyszności. Przecież w ogrodzie w Merivälja[3] mieliśmy najwspanialsze przyjęcia – odpowiedziała zdumiona Mare. – Co za szczęście, że urodziłam się w czerwcu, kiedy wszystko kwitnie i można jeść na dworze. Och, to właśnie było w dzieciństwie wspaniałe! Teraz, przez tę cholerną pandemię, nikt nie odważy się już świętować na zewnątrz. To takie straszne!

– Straszne było ponoć twoje dzieciństwo. Pewnie gnębiono cię w szkole? – Katariina kontynuowała przesłuchanie.

– Wiesz co, może jestem od ciebie młodsza, ale dobrze wiesz, że byłam najpopularniejszą dziewczyną w klasie – przechwalała się Mare. – Najpiękniejsze lata mojego życia to lata szkolne!

– Byłaś więc jedyną szczęśliwą uczennicą w klasie i szkole?

– Daj spokój! Organizowano nam ciągle różne wycieczki i wędrówki, wszystko zupełnie za friko! Było superowo! Pamiętasz, jak raz…

– Więc gdzie to nieszczęśliwe dzieciństwo, skoro wszyscy byliśmy na okrągło szczęśliwi? – Katariina nie przestawała dokuczać Mare.

– I co z tego, że byłam szczęśliwa? – odpaliła dotknięta Mare. – Mimo to wielu innych było nieszczęśliwych!

– Kto dokładnie? Poza więźniami politycznymi?

– Kata, nie wszczynaj kłótni! Chciałam się pojednać, a ty? Nie wiedziałam aż do tegorocznej wiosny, co to strach przed śmiercią. Pamiętasz, jak kiedyś zabłądziłam w lesie w Południowej Estonii? Jestem dzieckiem ze stolicy, wychowanym nad morzem, gdzie wszystko widać jak na dłoni. To był dla mnie największy szok, jakiego doznałam w dzieciństwie, jednak w porównaniu z tym obecnym to pryszcz.

– Czy tam, w lesie, stałaś się nieszczęśliwym dzieckiem? Prawie jak partyzant? Albo partyzantka? Zamieszkałaś pod drzewem jak Tarzan? Wychowywały cię wilki i niedźwiedzie?

– Oszalałaś? Jakie wilki i niedźwiedzie? Partyzanci już w czasach naszego dzieciństwa należeli dawno do przeszłości. – Mare rozmarzyła się: – Kata, przypomnij sobie raczej nasze wspólne wędrówki latem. No tak, Tartu zawsze było sennym miastem, ale w Tallinnie, tam to dopiero się działo, szczególnie na letnich imprezach, w noc świętojańską. Nie przesiedziałam żadnego tańca, chłopaki ustawiali się do mnie w kolejce!

– A co? Masz z tym teraz jakiś problem?

– Strasznie się boję! – zawyła Mare tak głośno, że Katariinie zatrzęsły się z przestrachu ręce. – Bardzo wielu umarło na zarazę! I właśnie dlatego chcę się z tobą pogodzić, żeby choć przed przejściem na drugą stronę było między nami tak, jak w dzieciństwie, kiedy byłyśmy takie szczęśliwe!

– Ponoć byłaś wtedy nieszczęśliwa?

– Kata, czy nie mogłybyśmy przynajmniej raz porozmawiać jak rozsądni ludzie?

– Po co, Mare, skoro nie potrafisz rozsądnie pomówić o swoim dzieciństwie? Odtrącasz rodziców i koleżanki ze szkoły? Zgadzasz się na bycie szczęśliwą wtedy, gdy każą, a nieszczęśliwą, gdy pozwalają!?

– Czemu zawsze komplikujesz proste rzeczy?

– Co tu jest skomplikowanego? Zdecyduj się, czy byłaś w dzieciństwie szczęśliwa, czy nieszczęśliwa. Proste jak drut!

– Twoje gadanie doprowadza mnie do szału! – odparowała ze złością Mare. – W serwisie internetowym masz wszystko czarno na białym: byli bojownicy o wolność i dysydenci, i inni buntownicy, którzy siedzieli w kryminale…, a pozostali nigdzie nie siedzieli, ale byli po prostu nieszczęśliwi…, i…, i… A kto nie wierzy, ten opowiada się za rehabilitacją Związku Radzieckiego. No tak, nikt z nas po prostu nie wiedział, jakie paskudne było to życie. Nie pojmowaliśmy, w jak odrażającym kraju żyjemy i jak nieszczęśliwi jesteśmy…

– Twój wywód przypomina mi czasy, kiedy dzieciom z rodzin arystokrytacznych nie wolno było opowiadać o swoim szczęśliwym dzieciństwie, gdyż w państwie robotniczym było to zabronione. Tobie i innym internetowym mądralińskim trudno jest wytłumaczyć, że szczęście małych chłopców i dziewczynek nie zależy od ustroju państwowego, cenzury, klejnotów, ani ciuchów, ale od tego, czy w domu ktoś przywita je ciepłym uśmiechem i przytuli. Zależy też od zabaw, kolegów i koleżanek, od zapachów i smaków, od jedzenia na stole.

– Przecież mówiłam, że jedzenie było na stole! Mówię o czymś zupełnie innym…

– Właśnie, zupełnie o czymś innym – przerwała jej prowokacyjnie Katariina. – Czy to przełom czy rewolucja, wiecznie trzeba wszystko odwracać kota ogonem, również marzenia i nadzieje. W państwie robotniczym uprzykrzano życie tym intelektualistom, którzy otwarcie wspominali dzieciństwo w czasach carskich, a rodziny wywodzące się z arystokracji były szczególnie źle widziane. Tymczasem ty, Mare, pokornie powtarzasz frazes, że nie miałaś szczęśliwego dzieciństwa, podczas gdy tak naprawdę miałaś!  

– Słuchaj, Kata, gdy się tak teraz zastanowię, to rzeczywiście nie byłam cały czas szczęśliwa, czasami dostawałam uwagę w szkole i… I bananów nie można było nigdzie kupić, i… Bardzo wiele rzeczy można było dostać tylko za granicą, dobry szampon, mydło… Nawet papieru toaletowego nie było. No tak, byłam szczęśliwa, bo nie wiedziałam, co to jest prawdziwe szczęście – Mare nie ustępowała.

– Oczywiście prawdziwego szczęścia nie ma bez porządnego papieru toaletowego, zwłaszcza w ubikacji! Według ciebie wszyscy Estończycy powinni przeprowadzić się do Niemiec, by tam retrospektywnie zaznać szczęśliwego dzieciństwa, którego nie mieli w czasach radzieckich. I, ma się rozumieć, bez mamusi i tatusia, którzy byli tylko radzieckim bublem, takim starym paskudnym ciężż…aarem! – Katariina zająknęła się ze zdenerwowania. – Czy dzwonisz, żeby poinformować mnie o swoim wielkim szczęściu?

– Tak, Kata, w Monachium mam zapewnioną szczęśliwą starość. Jesteś po prostu zazdrosna!

– W Niemczech masz zapewniony szczęśliwszy pogrzeb niż w Estonii. Jednak żywych i zdrowych nie grzebią nawet tam. Chyba że stało się to teraz nowym rytuałem w czasie pandemii?

– Kata, nic się nie zmieniłaś, ty zarozumiała mądralo! – Mare wybuchnęła gniewem. – Owszem, mieszkałam w dzieciństwie w Merivälja, a nie w takim prowincjonalnym Tartu jak ty, gdzie oprócz uniwersytetu nie było nic poza jedną główną ulicą, jednym teatrem i jedną wielką nudą. Co stamtąd wyniosłaś? Chyba jedynie tupet.

– Wyniosłam stamtąd szczęście lat dziecięcych i ducha Tartu.

Mare nie słuchała, tylko kontynuowała coraz bardziej oskarżycielskim tonem: – W dzieciństwie zawsze chciałam mieć taką siostrę jak ty. Tak, taką boską siostrę! Nie chciałam, żebyś była moją kuzynką, ale członkiem bliskiej rodziny, wtedy mogłybyśmy mieszkać razem w Tallinnie, a ferie zimowe spędzać równie fajnie jak wakacje. Ale ty tam w Tartu całkiem zgłupiałaś od nauki.

Katariina zanuciła ostentacyjnie:

Zniknął śmiech, grozą powiało.

Noc spowija ziemię, człowiek wraz z kostuchą.

Straszny ten ich wist, gdy przy stole siądą.

Fałszywe karty ma kostucha, której palec krwawy,

człowiek zaś sam swój kopie grób.[4]

– Daj spokój, Kata, masz okropny głos! A może oprócz paćkania farbami zajmujesz się teraz również pisaniem piosenek? Czy te idiotyczne wersy są twojego autorstwa?

– Nie, te idiotyczne wersy napisał Henrik Visnapuu. Wiedziałabyś to, gdyby ci się chciało przyjechać na uniwersytet do Tartu. Ja nie byłam nieszczęśliwym dzieckiem, ponieważ wychowywałam się w mieście uniwersyteckim, gdzie co druga napotkana osoba jest studentem lub wykładowcą. Za mojego dzieciństwa żyło jeszcze mnóstwo przedwojennych wybitnych profesorów, którzy wkładali całe serce w nauczanie dobrych manier. Wyczuwalny był wtedy duch miasta, wprawdzie przytłumiony i zniekształcony przez wojnę, lecz jednak rozpoznawalny.

– Kata, nie popisuj się swoim wykształceniem! Najwyższy czas, żebyś przyznała, iż w tym nijakim prowincjonalnym mieście stałaś się nieżyciową frajerką. Jaki pożytek przyniosły ci wkuwanie i połykanie książek? Siedzisz wiecznie na tym swoim Lasnamäe i sądzisz, że Estonia jest pępkiem świata.

– To dlaczego niemiecka damula nagle dzwoni do frajerki z Lasnamäe? Czyżby już zabrakło damul w Monachium?

– Tak, naprawdę ciężko było mi wybrać twój numer, bo sama jesteś sobie winna, że z Allanem ci nie wyszło i że on ożenił się ze mną. Nie zamierzam dłużej drążyć tego tematu, czas już puścić w niepamięć dawne spory. Chciałam cię tylko prosić… Kata, czy ty mnie słyszysz? Kata, Kata, gdzie się podziałaś?

Dopiero teraz Mare zauważyła, że Katariina się rozłączyła. To jakaś kpina, jak mogła być taka bez serca! W końcu były spokrewnione, powinny się pojednać, właśnie taraz, w tym strachu przed pandemią.

– Cholerna zaraza! – zaklęła do głuchego telefonu. – I cholerna kuzynka, jeszcze gorsza niż ta cała pandemia!

Nie zdążyła nawet spytać, czy Allan mógłby zamieszkać u Katariiny w czasie pandemii, gdyż tak wyszłoby o wiele taniej. Jajogłowy na początku stanu wyjątkowego nie zgodził się na powrót do Niemiec, wynajął sobie w Tartu jakieś potwornie drogie mieszkanie, aby wraz z kumplami ze studiów przeprowadzać gorliwie badania laboratoryjne, nic sobie nie robiąc ze zbliżającego się końca świata. Wielu ludzi przecież dojeżdżało do pracy z Tartu do Tallinna i potem wracało. Kata była w końcu krewną, jej obowiązkiem było dać mu schronienie, żeby facet nie przetrwonił wszystkich oszczędności.

2

Katarina również była zdenerwowana po telefonie od Mare.

Czy naprawdę zamiast rodziców powinna była w minionej epoce radzieckiej kochać owych karierowiczów, którzy gardzili swoją przeszłością? Innego dzieciństwa Mare i jej podobni mądralińscy nie mogliby sobie zapewnić nawet wtedy, gdyby wyrwali szczęśliwcom serca z piersi lub odcięli im głowy. Gdyby Katę przypalano żywcem albo w jeszcze gorszy sposób torturowano, to może złożyłaby fałszywe zeznania co do własnej młodości i ducha Tartu. Ale dlaczego miałaby dobrowolnie kłamać? Czyżby dla Mare i tych wszystkich wiecznych krytykantów, którym szczęście bliźniego nigdy nie dawało spokoju?

Zaledwie ocalali z drugiej wojny światowej odetchnęli z ulgą, że skończyły się potworności wojenne, że nie ma bombardowań, ani wielkiego głodu, a już zaczęto w każdy możliwy sposób tłumić ten entuzjazm wywołany panującym pokojem. Wydano nawet specjalne zarządzenia dotyczące wspominania dzieciństwa. Zaraz po rewolucji zaczęto dyskredytować arystokratyczną kindersztubę, proletariacka hołota i inni łajdacy ostrzyli sobie zęby właśnie na to, co najświętsze i najpiękniejsze. Ci, którzy w imperium Stalina chcieli być szczęśliwi, musieli wyrzec się swych szlachetnie urodzonych rodziców, a jeśli nie umieli, zostawali odizolowani od tych wszystkich „prawidłowo” szczęśliwych – jednych deportowano do obozów, innych skazano na wykluczenie społeczne.

Owszem, z domu faktycznie można wygonić ludzi, ale z krainy dzieciństwa i pamięci o przeszłości się nie da. Owe chwile szczęścia towarzyszyły Katariinie także wtedy, gdy o nich milczano. Nie mogła wyrzucić z pamięci dawnego ducha Tartu, domu Betti Alver na obrzeżu parku Tähtvere[5] położonego całkiem blisko ich własnego domu, Artura Alliksaara oraz starych profesorów i artystów, którzy w powojennym mieście uniwersyteckim zachowali dawny czar kultury estońskiej.

– Byłam z Allanem w Tartu taka szczęśliwa, dopóki nie eksmitowano go z domu w Tähtvere i dopóki ty, Mare, nie poleciałaś za nim do Niemiec – warknęła półgłosem Katariina, jakby wciąż jeszcze rozmawiała z kuzynką. Powiedziawszy to, już po raz enty pociągnęła prosto z butelki mocną wódkę, którą kupiła w celu dezynfekcji antywirusowej.

Zdjęcia z czasów akademickich, których nie przeglądała już od dziesiątków lat, nie poprawiły jej teraz humoru, gdyż prawie na każdym z nich widniał obok niej obecny mąż Mare, zbiegły zdradziecko do Niemiec młody student fizyki.

– Jeśli, jak mówiła Mare, nikt nie miał w Tartu szczęśliwego dzieciństwa, to w takim razie ja pewnie nie istnieję – zachichotała, ponieważ twarze na zdjęciach stawały się coraz mniej wyraźne, Katariina nie była przyzwyczajona do porannego picia alkoholu. – Tak, droga kuzynko, masz rację, ani ja, ani duch Tartu już nie istniejemy, Alliksaar, Alver również nie, nikogo już więcej nie ma. Jest tylko twoje niemieckie szczęście z moim Allanem!

Kiepskie czarno-białe zdjęcia obudziły w Katariinie wspomnienia dawnych czasów w Tartu, które chciała wymazać z pamięci, gdyż całe jej ówczesne życie związane było z Allanem, kolegą szkolnym. Nie dało się jednak zapomnieć tych szczęśliwych chwil, kiedy to przyjaciele pochodzący z kręgów artystycznych nauczyli ją cenić zakazaną sztukę estońską, zwłaszcza Ülo Soostera, który stał się wielkim autorytetem dla młodej Katariiny. Tych chwil, kiedy do jej ojca przychodzili w odwiedziny profesorowie oraz artyści, którzy przed wojną żyli pełnią życia. Owa bohema jeździła po szerokim świecie i pobierała nauki w Paryżu, gdy żelazna kurtyna była dla Estończyków jeszcze czymś nieznanym.

Ülo Sooster zmarł w 1970 roku, gdy Kata chodziła dopiero do przedszkola. Nie miała wtedy jeszcze pojęcia o istnieniu rysunków oczu autorstwa artysty, które wyglądały spomiędzy warg, a już gryzmoliła prawie tak samo dziwaczne twarze. Na kółku plastycznym ją chwalono, jednak w szkole dostawała jedynie upomnienia za swoje „potwory”, co oburzało jej rodziców, bowiem Kata potrafiła rysować znacznie lepiej niż reszta klasy. Nauczycielka rysunku oświadczyła, że Kata otrzyma ocenę niedostateczną, dopóki nie nauczy się rysować porządnie i tak, jak inni uczniowie.

– Czy porządnie znaczy gorzej? – spytała zirytowana Kata.

– Nie wymądrzaj się i rób, co ci każą, jeśli chcesz skończyć szkołę! – skrzyczała ją nauczycielka.

Jednak ani nauczycielka rysunku, ani aparatczycy nie zdołali wtedy zmącić szczęścia Katariiny, gdyż na kółku plastycznym doceniano ją, a także ojciec wspierał jak tylko mógł. Sam będąc wykładowcą, ojciec nie przejmował się tamtejszą cenzurą, ponieważ na terenie całego Związku Radzieckiego miał przyjaciół, którzy ostrzegali go przed donosicielami i enkawudzistami oraz pomogli mu spędzić prawie rok w ukryciu w Gruzji. Kata nie pamiętała tamtych czasów, ale zachowała w pamięci, jak ojciec opowiadał, że teraz można żyć spokojnie, gdyż wszyscy wiedzą o zbrodniach Stalina i że niedługo zostanie doceniony również Henrik Visnapuu. Ulubione wiersze ojca wryły się Katariinie w pamięć, ponieważ słuchała je tak często:

Nic dla siebie nie chcę z tego świata.

Ani sukcesu, ani nieszczęścia:

Wszelki sukces, trud i radość – to marność.

Me zmęczone serduszko prosi tylko o jedno

– o zapomnienie i wytchnienie.[6]

Właśnie, jakie znaczenie miał dla Katy w dzieciństwie brak bananów i mandarynek, skoro były regały z książkami i wieczorki muzyczne ojca, był teatr „Vanemuine”, gdzie wystawiano takie przedstawienia jakich nie było nigdzie indziej, nawet w Tallinnie. Do owego starego, podobnego do zamku teatru Kata niegdyś nie chciała iść w wełnianej, gryzącej sukience, jednak patrząc na scenę, słuchając muzyki i chłonąc wzrokiem tańczącego i grającego na skrzypcach Paganiniego, Kata zapomniała o szorstkości swojego ubioru, tak jak zakonnica zatopiona w modlitwie nie pamięta o zimnej jak lód kamiennej posadzce.

Od czasu tego pierwszego przedstawienia Katariina stała się wielbicielką sztuki, każdy wieczór teatralny był niczym pielgrzymka do magicznego świata. W domu malowała, odtwarzając scenografię, gdyż nie mogła zapomnieć o teatrze. Dopiero później dowiedziała się, że balet dramatyczny w „Vanemuine” był wyjątkowy w całym Związku Radzieckim, ponieważ dzięki Idzie Urbel w Tartu uczono wszystkich przedwojennych rodzajów tańca, a na uniwersytecie dalej je rozwijano. Chociaż tallińscy koryfeusze za jedyny słuszny taniec sceniczny uznawali rosyjski taniec klasyczny i gardzili baletem wykonywanym w Tartu, to asom ze stolicy nie udało się wówczas zniszczyć modnego rodzaju tańca z „Vanemuine”, jako że Tartu miało duszę i publiczność, która przyjmowała go z entuzjazmem.  

Kata wielokrotnie chodziła w Tallinnie oglądać spektakl baletowy „Joanna tentata” Mai Murdmy i Eino Tamberga, który cieszył się sławą nie tylko w całym Związku Radzieckim, ale nawet za żelazną kurtyną. Jednakże które dziecko urodzone w nowym tysiącleciu zna historię estońskiego wolnego tańca, którego nie pokazują ani w telewizji, ani w Internecie? Spektakle teatralne Murdmy popadły w niepamięć, jeszcze mniej znany był Ülo Vilimaa, legenda tańca z „Vanemuine”, chociaż i jego zapraszano za granicę jak Nuriejewa i Barysznikowa. Gdyby Vilimaa wyemigrował, może zasłynąłby na cały świat, tak samo jak oni? Albo co najmniej byłby na ustach wszystkich jak Arvo Pärt i Neeme Järvi. O wielu sławach epoki radzieckiej zapomniano, obchody ich jubileuszy nie odbywają się ani w telewizji, ani nigdzie indziej, wyjątek stanowią jedynie nieliczni piosenkarze estradowi. Czy wszyscy inni są radzieckimi bublami tylko dlatego, że nie uciekli za granicę, ale pozostali ofiarnie w Estonii oraz starali się ocalić sztukę, która była dla Katy źródłem szczęścia? Właśnie tak, w czasach jej dzieciństwa najważniejszy był duch Tartu, a nie władza radziecka. Władza działała w odległym Tallinnie i jeszcze odleglejszej Moskwie. W mieście uniwersyteckim ani marksiści, ani aparatczycy nie byli wzorem dla Katariiny, chociaż po odzyskaniu wolności to właśnie oni wyjechali z Tartu i dochrapali się posad na Toompea[7], a nawet w Brukseli. Czy rzeczywiście duch Tartu, który nie podporządkował się zakazom z epoki radzieckiej, prześladowaniom, ani nie ukłonił się nigdy ani jednemu aparatczykowi, skończył jako „radziecki bubel”?

Katariina nie potrafiła opowiadać bajerów jak Mare i tak oto w oczach kuzynki uchodziła za ostatnią idiotkę ze swoim dzieciństwem, którego nie zamierzała się wypierać. A już na pewno nie ducha Tartu, w którego istnienie Mare nigdy nie wierzyła.

Czy to aby na pewno była szczera chęć pojednania się, gdy krewniaczka wciąż uważa sztukę Katariiny za paćkanie farbami, a wyższe wykształcenie bezużytecznym balastem?

3

Następnego ranka Mare zadzwoniła ponownie.

– Kata, bardzo nieładnie, że się rozłączyłaś, chciałam ci powiedzieć coś ważnego.

– Jeśli zaraz nie powiesz, o co chodzi, to ponownie się rozłączę. Mam lepsze rzeczy do roboty niż wysłuchiwać marudzenia próżnej niemieckiej damuli.

– Kata, czy wciąż jeszcze się gniewasz, że wyszłam za mąż za twojego Allana?

– Nie chodzi tylko o Allana, gardzisz wszystkim, co jest dla mnie cenne… duchem Tartu oraz całym moim życiem, moją uczelnią – odburknęła Katariina.

– Pobyt w Tartu to już odległa przeszłość, teraz mieszkasz przecież w Lasnamäe – powiedziała Mare. – A z Allanem to był tylko związek platoniczny i dziecinada. Och, Kata, nie masz czego żałować, bo jego krew jest tak wodnista jak cały temperament tego faceta. Ty i ja jesteśmy w końcu krewnymi, krew jest gęstsza od wody! Z Allanem już mi się tak nie układa, no, właśnie, masz powód do radości. Siedzi taki przed komputerem, nic innego go nie interesuje. Masz szczęście, że się go pozbyłaś! Mogłabyś mi wreszcie wybaczyć, to było dawno temu. Tak bardzo chciałam zostać w Niemczech i małżeństwo z Allanem było ku temu dobrą okazją.

– Czy nie uwiodłabyś Allana, gdyby nie wyjechał z Estonii? – Katariina nie zdołała ukryć urazu.

– No nie, no, jasne, że nie, jeśli cię to pocieszy – westchnęła Mare. – Allan jest okropnym nudziarzem, w głowie ma tylko formułki i eksperymenty… W Niemczech czuł się początkowo strasznie samotny, żył jak kloszard, dopóki go wreszcie nie zatrudniono na jednej uczelni. Ze mną mógł przynajmniej rozmawiać po estońsku. Nic, tylko gadał i gadał, ale nawijał o miłości do ciebie. No i w końcu mu powiedziałam, że już od dawna masz w Estonii kogoś innego…

– Co takiego? A więc to dlatego Allan nie odbierał moich telefonów.

Katariinie z wrażenia aż dech zaparło.

– Chyba miałaś kogoś? Ciągle kręciły się wokół ciebie różne typy. I między wami nie było jeszcze nic pewnego, nie chciałaś opuścić Estonii.

– Czyli wykorzystałaś po prostu nieszczęście Allana? Jego rodzice jeszcze wiele lat chodzili do sądu w sprawie domu w Tähtvere – rzuciła oskarżycielsko Katariina. – To był skandal publiczny, ponieważ ich dom mieli odzyskać ponoć jacyś Niemcy bałtyccy…, potomkowie przesiedleńców zaproszonych przez Hitlera jeszcze przed wojną z powrotem do Rzeszy, którzy ani dnia nie spędzili w tym domu. Allan musiał przerwać eksperymenty naukowe na uczelni, gdyż niespodziewanie pozbawiono go jakby wszystkiego – życia, domu oraz marzeń. A przejął się tym  bardzo! Byłam przekonana, że wróci niebawem, kiedy minie mu ten kryzys, ale wtedy pojawiłaś się ty i…

– Wyjaśnijmy sobie wreszcie tę sprawę między nami, Kata! – Mare straciła cierpliwość i dodała już swoim zwykłym piskliwym tonem: – Rozumiem, że byłaś wściekła. Ale ja po prostu musiałam zostać w Monachium.

– I wszystko zniszczyłaś! – rozpaczała Katariina.

– Ja niczego nie zniszczyłam! Sama nie posunęłaś się dalej w związku z Allanem poza pocałunki powietrzne, była z ciebie niezła naiwniaczka z prowincji.

– Ty oczywiście od razu wskoczyłaś mu do łóżka w Monachium! Ale jak możesz żyć dziesiątki lat z człowiekiem, którego w ogóle nie kochasz i który jest twoim zdaniem okropnym nudziarzem?

– Kocham Monachium i tyle! – odparowała wojowniczo Mare. – Wtedy miałam dziecko na głowie, musiałam zapewnić córce przyszłość.

– Wrobiłaś obcego faceta w utrzymanie malutkiej Tiiny, no jasne, że tak jest najłatwiej. Co u niej słychać? Czy twoja córka jest przynajmniej zadowolona?

– Dzieci są często niewdzięczne i nierozsądne. Jej się w Niemczech nie podoba, czuje się tutaj jak cudzoziemka, chociaż, w przeciwieństwie do mnie, mówi po niemiecku bez akcentu. Myśli o powrocie do Estonii, mimo że wyjechała jako mała dziewczynka i niewiele stamtąd pamięta.

– Swoim zagranicznym polowaniem na szczęście unieszczęśliwiłaś własną córkę! I choć uważasz się za wytworną Estonkę, twoja córka jest dla rówieśników w Monachium kimś z obrzydliwego Wschodu.

– Kata, czy wszyscy artyści są takimi naiwniakami jak ty? Nie próbuj mi wmówić, że na Lasnamäe byłoby jej lepiej niż w Niemczech.

– W rodzinnych stronach jest bądź co bądź lepiej. I lepiej jest kochać niż uwodzić.

– Takie sieroty jak Allan trzeba uwodzić! Nie miałaś odwagi się nawet do niego zbliżyć. Napaćkałaś mu portret w jakimś nieziemskim pomidorowym kolorze. Jakiego koloru jest miłość?[8] – Mare zanuciła szyderczo do ucha Katariiny. – Twoja była w każdym bądź razie w takim dziwacznym pomidorowym, jaki nie występuje w przyrodzie. Każdy rozsądny człowiek wie, że nawet małżeństwo jest małym biznesem. A już szczególnie w czasach kapitalizmu.

–  Ale ty miałaś całkiem spory biznes. Zrobiłaś też niezły interes na naszym związku! Jak mogłaś tak postąpić? Mogłaś lepiej sprowadzić Allana z powrotem do domu.

– Do jakiego domu, do cholery!? On nie miał już w Estonii domu, żadnego lokum! Zanim się wyprowadził do Niemiec, spał kątem u kolegi w Tartu na tapczanie, bo ty go przecież do siebie na Lasnamäe nie zaprosiłaś – trajkotała Mare. – Owszem, w wolnej Estonii zaczęło się przywracanie majątków realizowane na dużą skalę, subtelnie mówiąc – restytucja mienia… Jedni Estończycy się wprowadzali, inni wyprowadzali. No tak, Allana wygoniono… na moje szczęście! Miałam może jak ty siedzieć w tej biednej Estonii? Na każdym kroku szantaże i usuwanie ze stanowisk. Wszyscy, którzy wcześniej przeklinali kapitalizm, potem szkalowali komunizm. Od dawna chciałam wyruszyć w szeroki świat.

– Twoja rodzina miała wielką posiadłość i przecudny ogród w Merivälja. Gdyby Allan wrócił wtedy z Monachium, to moglibyście tam razem zamieszkać. On wcale nie chciał wyjeżdżać z Estonii, wiem…

– Tak, ale ja chciałam. A ten dom w Merivälja już dawno sprzedałam i kupiłam mieszkanie w Niemczech. Ojciec źle się czuł na obcej ziemi i wkrótce zmarł, ale matka żyje i jest zadowolona.

– Jesteś pewna?

– Starsi ludzie czasami lubią utyskiwać… Ale co Niemcy, to Niemcy. W imię lepszego życia trzeba ponieść ofiarę – stwierdziła triumfalnie Mare.

– Czy naprawdę nie było ci żal? Domu, ojca i…?

– Ja tam już nigdy w życiu nie nabędę żadnej nieruchomości w Estonii. Po co ryzykować? Wymieni się władza i znowu się zacznie, jedni Estończycy się wprowadzą, inni wyprowadzą. Przecież ci wieczni buntownicy nie spoczną, dopóki znowu nie będą mogli zaśpiewać, że dwory płoną, panowie umierają[9]. Oni to mają już we krwi. Ci wszyscy przeklęci marksiści.

– To raczej ty zamieszkałaś bliżej Marksa, postawiono mu pomnik w Trewirze, nie w Tallinnie – powiedziała z uśmieszkiem Katariina.

– Nie wymądrzaj się, Kata, dobrze wiesz, o czym mówię. W Niemczech tak czy inaczej jest lepiej!

– Dla kogo lepiej, dla tego lepiej. Dla twojego ojca w każdym razie nie było, a i córka nie chce tam zostać. Allan też by nie wyjechał, gdyby został mu w Tartu dom. Przecież nikt na niego w Niemczech nie czekał. Sama mówiłaś, że początkowo nie miał w Monachium czego szukać.

– Tylko ty, Kata, nie masz czego szukać w Monachium, wszyscy inni mają! – wtrąciła Mare. – Tu nawet staruszki chodzą do kawiarni, żadna kobieta w średnim wieku nie siedzi w domu tak jak ty. Moi znajomi Niemcy nie mogli się nadziwić będąc w Tallinnie, czy w Estonii zostali jedynie młodzi ludzie. Dlaczego w kawiarniach nie ma ani jednej statecznej pani ani pana? W knajpach to istne przedszkole, każdy siedzi z papierosem i mocniejszym trunkiem przed nosem. Żartowali sobie, że gdzieś zamknęliśmy nasze starsze pokolenie.

– Starsze pokolenie Estończyków zamknięto w kwarantannie już w 1991 roku, który jest tak samo przepiękną liczbą jak 2020 – odcięła się Katariina i wybuchnęła śmiechem.

Śmiech kuzynki zirytował Mare, gdyż miała dobrze przemyślane riposty na wszelkie zarzuty, ale nie na błazeński chichot.

– Kata, przestań się głupio śmiać! – krzyknęła piskliwie Mare. – Twój pogardliwy chichot w chwili obecnej, gdy ludzie umierają, jest zwyczajnie niestosowny!

– Estonię w ogóle pamiętasz, niemiecka damulo?

– Nie wszczynaj kłótni! Pewnie, że pamiętam, jakie byłyśmy wesołe w czasach przełomu. Za to teraz stałaś się tak zgorzkniała na tym swoim Lasnamäe, jest mi cię wręcz szkoda, taka znana malarka, a życie ma zupełnie bez przyszłości.  

– Mieszkam tuż obok amfiteatru, gdzie mam blisko na spacer, ale naprawdę ugrzęzłam w przeszłości, nie udało mi się wymamić żadnego domu w Hiszpanii czy we Włoszech. Młode pokolenie po prostu nie wie, jak wyglądało życie w Estońskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej. Nikt nie pamięta już ducha Tartu.

– Kata, czy wciąż jeszcze nie dotarło do ciebie, że twój duch Tartu jest tylko czystą fikcją, urojeniem prowincjuszy! Ten wasz słynny teatr „Vanemuine” nużył mnie straszliwie. Na scenie nie było pięknego baletu jak w Tallinnie, tylko beznadziejne podrygi. Żaden duch Tartu nigdy nie istniał, dopiero w czasach przełomu obudził się duch ludu. To dzięki tallińskiej elicie odzyskaliśmy wolność, dlatego też podziwiam stolicę i naszą śmietankę!

– Właśnie, podziwiasz ich, tę radziecką śmietankę towarzyską! Jednak wielu prostych ludzi odarto przy okazji z ideałów i marzeń! Ludzi wyrzucano z domu, nie było pracy, pieniądze straciły na wartości. Kto w porę nie wybudował swojej arki Noego albo nie załapał się na arkę nomenklatury, ten poszedł na dno.

– Posłuchaj, Kata, czy ty przypadkiem nie wstąpiłaś do sekty religijnej? Bredzisz już niczym świadkowie Jehowy. Pleciesz nawet o arce Noego. Festiwale Pieśni okresu przełomu jednoczyły i awansowały cały naród, wszyscy razem przeciwko ówczesnemu porządkowi politycznemu, przeciwko radzieckim bublom.

– Jeśli uważasz, że estoński naród jest bublem, to w takim wypadku również ty, Mare, jesteś bublem.

– Przecież od dawna mieszkam w Niemczech, ja na pewno nie jestem żadnym radzieckim bublem. Co ty w ogóle chrzanisz? Naprawdę cię nie rozumiem, Kata. Republikę Estońską utworzono w końcu dla narodu i w imieniu narodu…

– Również kraj proletariuszy utworzono w imieniu ludu pracującego. Pieriestrojkę zapoczątkował Gorbaczow, Sekretarz Generalny Komunistycznej Partii ZSRR. Następnie doszło do buntu republikańskiej nomenklatury partyjnej przeciwko zwierzchnictwu Moskwy z entuzjastycznym poparciem narodu. Wielu przywódców to byli komuchy na najwyższych stanowiskach, łącznie z przewodniczącym Prezydium Rady Najwyższej. Oni po prostu nie chcieli już dłużej kłamać, że mieli kiedyś jakieś komunistyczne ideały oraz wysokie morale, jako kapitaliści nie musieli już udawać.

– Przecież wszyscy Estończycy popierali dążenia wolnościowe!

– Oczywiście, że popieraliśmy, wszyscy razem przeciwko radzieckiemu porządkowi. Ale naród ponownie wystawiono do wiatru, bowiem stołki panów z Moskwy zajęli nasi, tacy, którzy nie mieli szczęśliwego dzieciństwa, gdyż ich mamusie i tatusiowie byli z tej złej epoki radzieckiej! – zachichotała Katariina.

– Kata, nie mam siły się po prostu teraz z tobą sprzeczać, tak się boję! Wszystko się wali z powodu epidemii. Chciałam wyjaśnić wreszcie nasze stare sprawy! – Mare straciła panowanie nad sobą, ponieważ rozmowa nie toczyła się po jej myśli. – Bardzo możliwe, że rozmawiamy teraz po raz ostatni, zanim na dobre zniknę…

– Jak zamierzasz zniknąć, skoro nie jesteś chora? Popełnisz samobójstwo?

– To tylko kwestia czasu, kiedy korona mnie dopadnie, ma przyjść druga fala. Byłyśmy sobie tak bliskie w dzieciństwie. Kata, zawsze byłyśmy jak siostry, najlepsze towarzyszki zabaw i przyjaciółki. Powierzałyśmy sobie nawzajem wszystkie… Kata? Katariina?! Słyszysz mnie? Bądźmy znowu szczęśliwe i pogódźmy się!

– Szczęśliwi mogą być widocznie jedynie ci, którzy bez wyrzutów sumienia potrafią unieszczęśliwiać innych. Jak ty z Allanem! – krzyknęła Katariina do telefonu, nie śmiejąc się więcej. Jej gniew wystraszył Mare jeszcze bardziej niż chichot, była bowiem przyzwyczajona, że kuzynka jest raczej opanowana.

– Dlaczego unieszczęśliwiać? – Mare próbowała ją uspokoić. – Jesteś międzynarodowo uznaną artystką. Naszym wspólnym zmartwieniem są raczej  kwarantanna i epidemia, powinnyśmy spokojnie pogadać, pojednać się.

Połączenie zostało przerwane.

4

Rozmowa z Mare ponownie wytrąciła Katariinę z równowagi, czuła teraz, że potrzebuje zjeść coś naprawdę dobrego. W domu nie było jednak niczego poza mąką i dwoma jajkami, oczywiście to przez kwarantannę, z powodu której nie można było zbyt często chodzić do sklepu.

Katariina stanowczo chwyciła miskę, pomieszała w niej wodę, mąkę i cukier. Olej skwierczał i syczał niczym awangardowy utwór muzyczny. Jedno jajko spadło na podłogę i rozbiło się nieładnie. Taka cienka skorupka, tak delikatna? Allan Alt był dla Katariiny uosobieniem ducha Tartu, który trwa, niezależnie od wszelkich zawirowań. I oto ich miłość prysła równie łatwo jak roztrzaskało się to jajko. Pogarda Mare wobec męża mogłaby ucieszyć Katariinę, jednak z jakiegoś powodu zasmuciła ją jeszcze bardziej. Żadna z nich nie była zwyciężczynią, nawet nie Mare. Gdyby Allan nie stracił domu, ich życie potoczyłoby się zupełnie inaczej. Zapewne też życie kuzynki i jej dziecka.

Ochota na naleśniki minęła. Katariina odłożyła miskę z ciastem do lodówki i wybiegła z mieszkania, mimo że zwykle w środku dnia nie wychodziła na zewnątrz, trzymając się z dala od osiedlowych chłystków, którzy dmuchali dymem z papierosów przechodniom prosto w twarz i na każdym kroku opróżniali puszki z piwem.

Chociaż w czasie korony mniej ludzi chodziło po Kadriorgu, wystarczyli i oni. Oto znów nadchodzili. Kilku na jedną, na pewno poradzą sobie z Katariiną!

– Dość tego! Jeśli państwo nie rozumieją, to ja też tak będę szła. Tak, najlepiej środkiem drogi! Dwa metry dystansu! – Ku własnemu zaskoczeniu Katariina krzyknęła piskliwie na całe gardło i nie zeszła z drogi, jak zwykle, tylko kroczyła wprost na arogantów, którzy w trójkę zajęli uliczkę parkową.

Przechodnie idący z naprzeciwka rozpierzchli się przestraszeni, ale jeden facet roześmiał się i powiedział czystą estońszczyzną: – Dobrze, już dobrze, proszę maszerować środkiem drogi! Nasza rodzina nie będzie już pani przeszkadzać!

Katariina parsknęła śmiechem, gdyż ten akt protestu przestraszył ją samą, a nawet wpłynął na nią. Droga była wolna, ale jakim kosztem – ręce trzęsły jej się jak u histeryczki.

Tak, zapiszczała całkiem jak Mare. Nie były co prawda siostrami, jednak zawsze krewnymi. Ciekawe, czy od teraz będzie tak bezmyślnie krzyczeć na wszystkich ludzi chodzących całą szerokością drogi, żeby jej też zrobiono trochę miejsca, czy to na drodze, czy gdzieś indziej? Już lepiej pogodzić się z kuzynką i ostudzić emocje, bo w przeciwnym razie niedługo zacznie się zachowywać jak prawdziwa kretynka.

W autobusie było dużo miejsca, jak zwykle w czasie pandemii koronawirusa i Katariina znalazła w kącie dobre miejsce. Jednak wciąż drżała na całym ciele, z tego powodu przy wysiadaniu nie zdołała utrzymać równowagi i odsunąć się w porę, kiedy wpadł na nią pijany w sztok krzepki młokos, który chciał wsiąść do autobusu.

– Dwa metry dystansu! – zaczęła Katariina.

– Przeklęta damula! – ryknął mięśniak wymachując butelką wódki.

To była ostatnia rzecz, jaką Katariina usłyszała przed stoczeniem się pod koła autobusu.

Tłumaczenie z języka estońskiego Marta Perlikiewicz.


[1] Lasnamäe – dzielnica Tallinna (przyp. tłum.)

[2] Kadriorg – dzielnica Tallinna (przyp. tłum.)

[3] Merivälja – część tallińskiej dzielnicy Pirita (przyp. tłum.)

[4] Naer kadunud, õud hakkab kõnelema.

  Öö laiub maa pääl, inimen ja surm.

  On hirmus nende ehist, kui istvad lauda.

  Võltskaarte mängib surm, kel veren sõrm,

  Ja inimene ise kaevab hauda.

[5] Tähtvere – dzielnica Tartu (przyp. tłum.)

[6] Ma midagi ei taha eneselle sest,

  ei võidet ega kaotet maailmast:

  kõik võit, ja vaev ja rõõm – on tuhk.

  Ma palun vaiksest väsind südamest

  üht ainult – unustust ja puhkust.

[7] Toompea – wzgórze katedralne w Tallinnie, na którym znajduje się siedziba Rządu Estonii (przyp. tłum.)

[8] „Mis värvi on armastus?“ – tytuł znanej estońskiej piosenki z 1971 roku w wykonaniu Uno Loopa (przyp. tłum.)

[9] Mõisad põlevad, saksad surevad – pierwsze słowa refrenu pieśni „Iga mees on oma saatuse sepp” (Każdy jest kowalem własnego losu) , która pochodzi z kultowego estońskiego filmu „Viimne reliikvia” (Ostatnia relikwia) z 1969 roku (przyp. tłum.)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj