Młoda, tęczowa Estonia

0
856

Estonia nagłówki gazet zdobywała dotychczas albo za sprawą futurystycznych rozwiązań IT, albo mniejszości rosyjskojęzycznej. Kilka dni temu zdobyła je dzięki przyjęciu prawa ułatwiającego życie mniejszości LGBT.

Estonia jest pierwszą z dawnych republik sowieckich, której udało się przyjąć prawo o związkach partnerskich. Z drugiej strony, jak na kraj bardzo liberalny i zlaicyzowany, pomimo powszechnych zachwytów zachodnich komentatorów, stało się to dosyć późno – Estonia jest 20. krajem w UE, który przyjął taką ustawę.

W przeddzień głosowania przed parlamentem protestowali jej przeciwnicy. Pod wypisanymi po estońsku i rosyjsku hasłami o niszczeniu rodziny zawiązał się egzotyczny sojusz rosyjskojęzycznych Estończyków z Amerykanami ze Światowego Kongresu Rodzin. Protest pokazał, że wbrew wszelkim uprzedzeniom i różnicom, konserwatywni Estończycy mogą współpracować z rosyjskojęzycznymi konserwatystami.

Zmiana pokoleniowa

Przyjęcie ustawy nie przyszło łatwo. Wynik głosowania w Riigikogu – 40 głosów za i 38 przeciw – odzwierciedla podział estońskiego społeczeństwa. Wynik głosowania jest zbieżny z prowadzonymi wcześniej badaniami opinii publicznej. Warto zwrócić uwagę na jeden, kluczowy czynnik – o ile większa część społeczeństwa jest przeciwna ustawie o związkach partnerskich, o tyle w grupie do 35. roku życia proporcje się odwracają. Estonia nie brylowałaby w rankingach wolności i nie zdobyłaby miana awangardy w świecie nowych technologii, gdyby nie stawiała na młodych, odważnych i pragmatycznych. Premier kraju Taavi Rõivas we wrześniu skończył 35 lat, co nie jest bez znaczenia również w przypadku głosowania nad ustawą o związkach partnerskich.

Dane statystyczne pokazują zmianę generacyjną i rozdźwięk między osobami wychowanymi jeszcze na Czeburaszce, a tymi, którzy swoje dziecięce wspomnienia wiążą z Happy Mealem. I to w dwóch wymiarach – statystyki się rozjeżdżają tak w przypadku wieku, jak i pochodzenia. Rosyjskojęzyczni w dużej mierze podatni są na kremlowską, homofobiczną propagandę i liczą się ze zdaniem cerkwi. Przekłada się to na aż 80-procentowy odsetek przeciwników ustawy o związkach partnertkich. Estończycy natomiast nie liczą się ze zdaniem kościoła luterańskiego, a starsze pokolenie o homoseksualizmie milczy.

„Jest nas zbyt mało na dyskryminację”

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Estoński rząd, podobnie jak ten Ewy Kopacz w Polsce, pełni swoją misję przez rok – do wyborów w marcu przyszłego roku. Mimo to premier odłożył na bok kalkulator polityczny i podjął decyzję: trudną, niepopularną, ale potrzebną. Premier Rõivas na kilka dni przed głosowaniem powiedział, że politycy, oprócz popularnych ustaw, mają obowiązek przyjmować prawa, które być może są kontrowersyjne, ale które tworzą zdrowsze społeczeństwo.

Ustawa została podpisana przez prezydenta Toomasa Hendrika Ilvesa i wejdzie w życie z początkiem 2016 roku. W komentarzu na swoim profilu na Facebooku, Ilves napisał m.in. „jest to kluczowy dokument demokratycznej Estonii” oraz „jest nas zbyt mało, żeby ktokolwiek był dyskryminowany”. Kolejnym krokiem, o czym nieśmiało wspominają przedstawiciele środowisk LGBT i niektórzy politycy, będą małżeństwa jednopłciowe, ale do tego potrzebna jest już nie tylko wola polityczna, ale również poparcie społeczeństwa.

 

Źródło: Artykuł pierwotnie ukazał się na stronach kwartalnika Res Publica Nowa.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj