Najcenniejsze estońskie odkrycie muzyczne. Rozmowa z Karlem-Erikiem Taukarem

0
1103

Ilu wielkich odkryć dokonano całkowicie przypadkiem? Z pewnością ciężko byłoby je wszystkie zliczyć, szczególnie jeśli chodzi o sferę kultury. Wygląda na to, że Estonia niedawno była miejscem podobnego odkrycia – Karl-Erik Taukar już od kilku lat jest najjaśniejszą z gwiazd na tamtejszym muzycznym niebie i nie zanosi się na to, by ustąpił komuś pola. Stał się największą sensacją piątej edycji estońskiego „Idola”, bez problemu przyćmiewając zwycięzcę, Rasmusa Rändvee. Od tamtej pory jego popularność rośnie – pierwsza solowa płyta okazała się wielkim sukcesem i nie ma chyba w Estonii osoby, która latem nie nuciłaby „Seitsme tuule poole” czy „Vastupandamatu”. Drugi krążek, wydany niedawno, może powtórzyć to osiągnięcie, albo nawet je pobić. Z Karlem-Erikiem udało nam się porozmawiać niedługo przed tym, jak jego najnowsza płyta „Kaks” trafiła na półki. Co sam piosenkarz ma do powiedzenia na temat swojej zawrotnie rozwijającej się kariery?

Typowe, normalne, nudne pytanie na początek, żeby wczuć się w klimat – czy mógłbyś opowiedzieć o tym, jak muzyka pojawiła się w Twoim życiu?

Myślę, że dość wcześnie, bo moja mama była, i nadal jest, nauczycielką gry na fortepianie, więc nasz dom zawsze był pełen muzyki. Mama przyjmowała uczniów, a ja byłem tym nieznośnym dzieciakiem, który ciągle grał w gry wideo i przeszkadzał wszystkim. (śmiech) Muzyką zainteresowałem się dopiero, kiedy przeprowadziłem się z Viljandi, czyli miasta, w którym się urodziłem, do Tallinna. Poszedłem do nowej szkoły, w która oferowała naprawdę dobrą edukację muzyczną i miałem okazję śpiewać w jednym z najlepszych chłopięcych chórów w Estonii. Ale nawet wtedy nie byłem zbyt zainteresowany grą solo. Brałem udział w próbach chóru, gdy tak naprawdę byłem bardziej skupiony na lekkoatletyce i koszykówce. W 7. klasie powstał zespół klasowy i potrzebował kogoś do gry na basie. To był czas, kiedy zaczął się mój okres dojrzewania, słuchanie Nirvany i Pearl Jam… Zacząłem grać na pozycji basisty i dostałem swoją pierwszą gitarę basową. Nie mieliśmy miejsca do prób, więc pojechaliśmy do małego domu kultury niedaleko miasteczka Tõrva i tam odbyliśmy naszą pierwszą próbę. Wtedy właśnie zacząłem grać na basie i po raz pierwszy stałem się częścią zespołu. Rok później wciąż nie śpiewałem. To wszystko postępowało aż do dziś, gdy wreszcie śpiewam i gram solo. Nie tak to planowałem.

To dlaczego jednak muzyka, a nie koszykówka?

Szczerze mówiąc, byłem kompletnym beztalenciem w koszykówkę.

Jak to możliwe? Jesteś taki wysoki! Panuje przekonanie, że to wystarczy, aby odnosić sukcesy w koszykówce.

Jestem wysoki, to prawda, ale okazuje się, że jest jeszcze wiele innych czynników… Miałem przewagę ze względu na wzrost, ale to jest jedna z tych gier, w których nie wykazuję się wystarczającymi umiejętnościami. (śmiech)

Wziąłeś udział w Eesti Otsib Superstaari. Jak myślisz, czy rozpocząłbyś taką karierę, gdybyś nie wystąpił w tym programie?

Ciężko powiedzieć biorąc pod uwagę moją karierę. Wydaje mi się, że można powiedzieć, że ktoś zrobił karierę muzyczną, jeżeli dana osoba jest rozpoznawalna. Przed programem tylko mała grupa ludzi mnie rozpoznawała i były to osoby, dla których grałem będąc w zespole. Ale to były czasy, w których nie traktowałem muzyki poważnie. Na przesłuchanie [do programu] poszedłem, żeby się sprawdzić. Więc naprawdę nie wiem… Może bez tego programu pracowałbym jako specjalista ds. PR, ponieważ skończyłem studia na kierunku dziennikarstwo i PR w Tartu, ale naprawdę ciężko jest powiedzieć „co by było gdyby…” Ostatnich parę lat było dla mnie bardzo spontanicznych.

To prawie dokładnie to samo, co powiedział Ott Lepland, gdy zadałam mu podobne pytanie. Może to coś powszechnego między wszystkimi wokalistami, którzy brali udział w Eesti otsib Superstaari?

Bardzo możliwe! To zupełnie coś innego w porównaniu np. ze Szwecją, w której jest 50 razy więcej muzyków niż w Estonii i do programu próbują się dostać tysiące osób, a tutaj to jest na zasadzie „Hm, no dobra, może się zgłoszę i zobaczymy co z tego będzie”. Dlatego wydaje mi się, że w Estonii ktoś przez przypadek staje się muzykiem czy kimś innym. Albo się mylę.

Czy to znaczy, że muzykowi łatwiej jest odnieść sukces w Estonii niż gdziekolwiek indziej?

Jest łatwo, ale są tego plusy i minusy. Jak już powiedziałem, nietrudno jest utrzymać się „na topie” w małej społeczności. Natomiast w takich małych miejscach musisz mieć dobre kontakty ze wszystkimi, nie możesz sobie wybierać gdzie chcesz występować, jeżeli chcesz być pełnoetatowym muzykiem. Czasami musisz grać w miejscach, które nie są bliskie twojemu sercu i przed publicznością, która nie do końca czuje twoją twórczość oraz robić inne rzeczy, żeby zarobić na życie.

Nie ma co ukrywać, że obecnie jesteś topowym artystą w Estonii. Nie jest to trudne, być popularnym w tak niewielkim kraju, gdzie wszyscy robią Ci zdjęcia w każdej możliwej sytuacji, ciągle proszą o autografy? Nie masz szans, by poczuć się anonimowym choć na chwilę.

Wydaje mi się, że w większym kraju byłoby jeszcze trudniej. Jeżeli jesteś bardzo popularny w Estonii, zawsze możesz wybrać się na Łotwę i tam nikt nie będzie wiedział kim jesteś.  Mieliśmy mały obóz twórczy niedaleko granicy z Łotwą i wybraliśmy się do sklepu na Łotwę… Nie wyjeżdżałem zagranicę przez jakiś czas i muszę przyznać, że było to bardzo odprężające, bo nikt mnie nie rozpoznawał. Dlatego bardzo łatwo jest uciec od tego wszystkiego. Nie mniej jednak, wszystko co robiłem było po to, żeby zyskać tę rozpoznawalność, więc nie mam powodu ani prawa, żeby na to narzekać.

Twój pierwszy solowy album „Vääramatu jõud” miał swoją premierę już jakiś czas temu. Czy brzmi tak, jak to sobie wyobrażałeś?

Jak najbardziej, ponieważ przez cały czas nagrywania byłem w studio. Obaj nasi koproducenci, którzy skomponowali też niektóre z naszych piosenek, byli w tym czasie zagranicą, więc ja i mój gitarzysta Eric wyprodukowaliśmy i zagraliśmy wszystko sami. Zrobiliśmy to tak, jak chcieliśmy, bo nie było tam nikogo, kto mógłby nam mówić co i jak. Nie było innych producentów poza nami. Jeśli nie byłbym zadowolony, jedyną osobą, którą mógłbym obwiniać, byłbym ja sam. Jestem bardzo zadowolony z tego jaki jest efekt końcowy naszej pracy.

A co jest Twoją ulubioną rzeczą na tej płycie?

To może zabrzmieć nudno, ale moją ulubioną rzeczą jest solo zagrane przez Erica na gitarze akustycznej w utworze nr 2, „Unustatud mees”. Myślę, że muzycznie jest to jedna z najlepiej zagranych rzeczy na płycie i jest to coś, na co większość ludzi nie zwróci uwagi, ale wielu gitarzystów słuchało gotowego utworu i mówiło „Wow, to najlepsze akustyczne solo, jakie słyszałem w życiu!”.

Po wydaniu swojego pierwszego albumu zostałeś prowadzącym Eesti Otsib Superstaari. Jak udało Ci się zamienić z uczestnika w prowadzącego?

Właściwie to nie wiem. (śmiech) Nie jestem pewien, co myśleli w TV3 oddając swój największy projekt facetowi, który nigdy wcześniej nie był gospodarzem żadnego programu. Pewnego wieczoru Triin Luhats, jedna z producentek wykonawczych programu, zadzwoniła do mnie i powiedziała „Chcemy Cię przesłuchać”. Odpowiedziałem jej  „No wiesz, ja raz już byłem na przesłuchaniu do tego programu. Miałem swoją szansę.”, a ona powiedziała „Tym razem chcemy Cię zaprosić na przesłuchanie na gospodarza programu”. Kilka dni później udałem się do biura firmy produkcyjnej, zrobiliśmy próbę i tak to się stało. To była dla mnie wielka niespodzianka, ponieważ większość prowadzących to aktorzy, a dla mnie to był ogromny zaszczyt.

Z perspektywy czasu – co było trudniejsze, bycie prowadzącym czy śpiewanie na tej scenie?

Jeżeli miałbym poprowadzić ten program w 2012, byłoby to zbyt przytłaczające i zdecydowanie trudniejsze. Natomiast teraz, mając już za sobą trochę doświadczenia, powiedziałbym, że bycie gospodarzem było o wiele fajniejsze. Nie bałem się, ani nie denerwowałem tak bardzo jak cztery lata temu, ponieważ wtedy musiałem dobrze zaśpiewać albo odpaść. Oczywiście, to też było świetną zabawą, ale do tego było dość stresujące. Tym razem nikt by mnie nie wyrzucił, gdybym źle poprowadził program. (śmiech)

Nie sądzę, aby taki pomysł przyszedł komukolwiek do głowy. Byłeś tak dobrym gospodarzem, że dostałeś za to nagrodę!

Tak, to prawda, dostałem. To była naprawdę niesamowita niespodzianka!

Otrzymanie nagrody za prowadzenie programu po raz pierwszy – to nie zdarza się często. Co Twoim zdaniem sprawiło, że Twój sposób prowadzenia programu okazał się takim sukcesem?

Szczerze mówiąc – nie wiem. Może to ze względu na to, że byłem świeży – to był mój pierwszy raz i robiłem to w taki sposób, jaki wydawał mi się odpowiedni do konwencji programu. Myślę, że byłem całkiem szczery i autentyczny. W zasadzie bardzo się rozwinąłem przez te cztery miesiące trwania programu. Poszedłem tam bez żadnych uprzedzeń i robiłem to, co wydawało mi się właściwe w danym momencie.

Wygląda na to, że ostatnimi czasy jesteś bardzo zajęty, grając koncerty nie raz, a czasem nawet kilka razy dziennie. Czy takie tempo życia nie jest męczące?

Fizycznie – jeśli się wyśpię, nie nazwałbym tego tak męczącym. Sam występ trwa około godziny lub półtorej… Powiedziałbym, że jest to bardziej stresujące psychicznie. Fizycznie zakończysz występ, ale psychicznie nie kończy się on w tym samym momencie. Rozdaję autografy i pozuję do zdjęć z praktycznie każdym, kto o to poprosi, bo jest to oznaka szacunku wobec mnie, ale szczerze mówiąc, w głębi serca tak naprawdę nie przepadam za takimi przejawami uznania.

Masz już garstkę oddanych fanów, których rozpoznajesz?

Tak, mam. Jest jedna dziewczyna, która przychodzi na moje koncerty przynajmniej raz w tygodniu, czy to w Tallinnie, czy gdziekolwiek indziej. Jedzie pociągiem do Võru albo do Valgi i to jest wspaniałe. Przychodzi również na koncerty Otta Leplanda. Ma na imię Merike i jest fantastyczną osobą. Zawsze miło ją widzieć.

Dla niektórych swoich fanów jesteś autorytetem, w szczególności dla tych młodszych. Jak się czujesz z takim rodzajem odpowiedzialności?

Rzuciłem palenie (śmiech), żebym nie musiał już palić przed dzieciakami. Czasami, kiedy nie ma już gdzie pójść, ludzie widzą cię z papierosem i to zawsze wydaje się niewłaściwe. Zawsze źle się czułem paląc przed dziećmi, bo mogłyby pomyśleć „No dobra, skoro on pali, to to musi być spoko”. Rzuciłem, więc nie mam już z tym problemu. Staram się nie mieć wad (przynajmniej żadnych widocznych) i nie uwidaczniać tych, które już mam. Robię co mogę, żeby być dobrym wzorem do naśladowania.

Wracając do tematu Twojego albumu – jak myślisz, co sprawia, że wyróżnia się on spośród innych? Rynek estoński jest obecnie pełen muzyki pop, ale mimo to to właśnie Twoja płyta zdobyła dwie nagrody Estonian Music Awards.

Tak, zdobyła dwie nagrody i bardzo się z tego powodu ucieszyłem. Ale wydaje mi się, że ona po prostu dobrze brzmi. Naprawdę się postaraliśmy i przelaliśmy na nią całych siebie. W Estonii większa część muzyki pop nie jest grana na prawdziwych instrumentach; jest taka tendencja do programowania wszystkiego. My rzeczywiście wszystko graliśmy, nigdy nie używaliśmy sampli bębnów, ani niczego takiego, po prostu zrobiliśmy to w sposób naturalny… I myślę, że to jest właśnie to. Wydaje mi się, że to są powody, dla których ludzie powinni, mogą lub chcieliby słuchać naszej płyty. Nagraliśmy ją w taki sposób, aby dźwięk był jak najbardziej zbliżony do tego, jak to brzmi na żywo. Zawsze mówię „my”, bo naprawdę kocham grać z moim zespołem. I mamy też kilka naprawdę dobrych popowych melodii!

Próbowałeś swoich sił w Eesti Laul (estońskie preselekcje do konkursu Eurowizji). Byłeś faworytem, aż tu nagle, ku zdziwieniu wszystkich jakimś cudem nie przeszedłeś do finału…

Myślę, że tak naprawdę to bukmacherzy ogłosili nas faworytami. Jednak po wszystkim okazało się, że to będzie naprawdę silny finał, więc nie było nam aż tak przykro, może tylko poza tym wieczorem. Również rok wcześniej próbowaliśmy naszych sił z piosenką „Vastupandamatu”, ale nawet nie załapała się do TOP20! Tak więc, porównując te 2 lata, zrobiliśmy wielki postęp. Tym razem dotarliśmy do TOP20, więc kto wie, co może się jeszcze wydarzyć?

Nie mogę się doczekać, żeby się przekonać. Uważasz, że Eurowizja jest wciąż najlepszym miejscem dla estońskich zespołów na zyskanie większej rozpoznawalności?

Być może dla estońskich piosenkarzy solowych tak, ale moim zdaniem Eurowizja nie jest najlepszym miejscem dla zespołów. Wszystko tam skupia się na muzyce pop, choreografii i tego typu rzeczach, więc nie sądzę, że prawdziwy zespół rockowy, czy też zespół dobrze grający na żywo mogłyby się tam wybić. Chyba, że ​​oprócz tego, że są dobrym zespołem, dobrze się prezentują i wiedzą dla kogo występują, ponieważ wykazano, że widzowie i głosujący podczas Eurowizji lubują się w dobrym, starym, mocnym popie. Ruffus reprezentował nas tam w 2003 roku i nie powiodło im się najlepiej, chociaż ich piosenka była świetna. Dlatego sądzę, że dla estońskich piosenkarzy solowych Eurowizja jest najbliższym i największym miejscem, żeby pokazać się szerszej publiczności.

A Ty nie chcesz pokazać swojej muzyki szerszej publiczności zagranicą?

Nie w tym momencie. Teraz skupiamy się na estońskich słuchaczach i estońskim przemyśle muzycznym. Może za parę lat. Razem z Eric’iem nagraliśmy swoje dema, ale nie jest to coś, co ujrzy światło dzienne w ciągu najbliższego roku czy dwóch lat. Obecnie próbujemy podbić Estonię!

Jaka jest Twoja opinia na temat dzisiejszej muzyki w Estonii?

Wydaje mi się, że nabieramy odwagi i brzmienia, i nabieramy ich szybko. Powodem, dla którego przez ostatnie 20 lat zrobiliśmy tak duży krok w kierunku spełnienia nadziei posiadania topowego zespołu pochodzącego z Estonii, jest fakt, że przez ponad 50 lat przebywaliśmy w metalowej skrzyni okupacji. Jednak nawet wtedy mieliśmy wielkie gwiazdy muzyczne pochodzące z naszego kraju, ale w zasadzie grały one tylko w Rosji. Myślę, że rozwijamy się naprawdę szybko i wszystkie znaki wskazują na to, że duży przełom dla jednego z estońskich zespołów może nadejść wkrótce.

 

Zdjęcia: Agencja star.ee.

Poprzedni artykułEstonian shining discovery. Interview with singer Karl-Erik Taukar
Następny artykułMuzyczne podróże do Estonii w Polskim Radiu Dzieciom
Zuzanna Brunka
Studentka medycyny na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym, zafascynowana Estonią od 10 lat i odwiedzająca ją kilka razy w roku. Specjalistka w dziedzinie współczesnej muzyki estońskiej, współpracująca z wieloma czołowymi artystami tamtejszej sceny muzycznej i chcąca wypromować ją na arenie międzynarodowej. Kiedy do Trójmiasta przyjeżdżają zespoły muzyczne z Estonii, to ona opiekuje się nimi w czasie ich pobytu. Od wielu lat główny newswriter i tłumacz największej międzynarodowej strony internetowej najbardziej znanego estońskiego zespołu Vanilla Ninja. Od 2 lat aktywnie współpracująca z Konsulatem Honorowym Estonii w Gdańsku.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj