Kertu – miłość jest ślepa

0
1133

Polski tytuł filmu „Kertu” Ilmara Raaga kategorycznie mówi, że „miłość jest ślepa”. Historia w nim przedstawiona raczej stawia pytanie „czy miłość jest ślepa, głupia?”. I to każda – romantyczna, rodzicielska. Jeśli chcielibyśmy tytułowe uczucie rozpatrywać w kategoriach absolutnych należałoby powiedzieć, że film podpowiada, że „miłość jest lekiem na całe zło”.

Każdy film z „miłością” w tytule nieco trąci banałem. W przypadku filmu Ilmara Raaga miłość wcale nie jest ślepa, a produkcja z banałem nie ma nic wspólnego. Filmowa miłość łączy tych, którzy znaleźli się na marginesie życia i staje się dla nich bezpieczną przystanią, schronieniem przed złem losu i wrogim otoczeniem. A tego zła jest wiele i główni bohaterowie filmu są nim, paradoksalnie, obdzieleni sprawiedliwie, bo po równo.

Ilmar Raag, znany polskiej widowni z filmu „Klasa” (polski skomercjalizowany, niefortunny tytuł to „Nasza klasa”, 2010 r.), przyznał w rozmowie, że zasiadając do spisania scenariusza nie planował historii „Kertu” a kryminał. Zainspirowany trzema dramatami wyjętymi z życia prowincji oraz z prywatnej potrzeby mówienia o miłości stworzył historię Kertu i Villu.

Tytułowa Kertu (Ursula Ratasepp, znana przede wszystkim z ról w estońskich teatrach) jest młodą dziewczyną, która ze względu na swoją zamkniętą osobowość uznawana jest we wsi za dziwaczkę. Kertu przemierza gminne bezdroża roznosząc, bez „dzień dobry” i „do widzenia”, listy. To, czego nie wie wieś to powód jej pozornego autyzmu, zamknięcia we własnym świecie (motyw pojawiający się również w ścieżce dźwiękowej) i zupełnie prawdziwego strachu przed otoczeniem. Ojciec (Peeter Tammearu) wmawia społeczności, że dziewczyna jest chora, jest opóźniona, a samej dziewczynie, że nie poradziłaby sobie w życiu bez niego. By dopełnić swój skomplikowany portret, dziewczyna zakochuje się w parobku-alkoholiku Villu (świetny Mait Malmsten znany z estońskich filmów m.in. Nóż, Grudniowa gorączka, Malev), który znany jest nie tylko ze swojego zamiłowania do butelki, ale również i do kobiet.

Kertu jak przystało na nieśmiałą listonoszkę wyznaje Villu swoją miłość wierszem zapisanym na kartce pocztowej. W noc świętojańską, najważniejsze święto w estońskim kalendarzu, przy dźwiękach tradycyjnego festynu, w pobliżu rozbujanych wysokich, trapezowych huśtawek spotykają się wiejscy życiowi rozbitkowie. Dopiero w dalszej części filmu, kiedy na oboje spada gniew przepełnionej hipokryzją prowincjonalnej społeczności i zaborczego ojca, ujawniane są sceny-odskocznie, w których w bohaterowie wspominają moment zbliżenia. W najkrótszą noc roku, rozświetloną leniwie zachodzącym słońcem i blaskiem wysokich płomieni tradycyjnych ognisk, Kertu i Villu kochają się, a przy tym ujawniają swoje szczere, wrażliwe i przede wszystkim zdolne do zmiany oblicza, a więc zupełnie inne niż widzi ich otoczenie.

To ten moment przełomu jest punktem wyjścia, który z jednej strony pokazuje, że tytułowa miłość wcale nie jest ślepa, a jest lekiem i azylem dla bohaterów, jest momentem, w którym poznajemy prawdziwe osobowości Kertu i Villu. Tak jak w piosence Wendy Rene – „after laughter comes tears”, tak i w filmie Raaga na bohaterów spadają kolejne nieszczęścia. Na Kertu niepohamowana, wręcz psychopatyczna przemoc ojca oraz sprzeciw rodziny dla ścieżki życia (miłości i macierzyństwa), którą wybrała sobie dziewczyna. Villu dowiaduje się, że ma raka krtani, a lokalna społeczność piętnuje jego romantyczne spotkanie z dziewczyną wypychając wręcz poza margines społeczeństwa.

Film ukazuje i sugeruje tak wiele sytuacji negatywnych, że oglądając go trudno pozostać emocjonalnie obojętnym. Choć akcja rozgrywa się na estońskiej prowincji, co z polskiej perspektywy może być odbierane jako prowincja końca świata, to trudno traktować ukazaną historię z obojętnością. Przemoc domowa, a nawet skłonności pedofilskie ojca Kertu oraz hipokryzja lokalnej społeczności, która jest bierna, nie widzi i ignoruje problemy jeśli nie są one wystarczająco głośno wypowiedziane są zagadnieniami przekraczającymi granice i różnice kulturowe.

Poprzez nagromadzenie tak wielu patologii i negatywnych zjawisk film wznieca w widzu emocje i budzi liczne pytania, ale jednocześnie łagodzi je prostotą, subtelnością i poetyckością krajobrazów wyspy Sarema, przepiękną ścieżką dźwiękową (z utworem „Kord Saan” Mari Pokinen), czy postacią matki Villu (w tej roli Leila Säälik; postać ponoć ma odpowiedniczkę w rzeczywistości) – traktorzystki, która katalizuje akcję w filmie, jest sumieniem i opatrznością głównych bohaterów, a nawet uciemiężonej rodziny Jüriego (ojca Kertu). Jednak tym, co zrzuca kamień z serca widza jest historia miłosna głównych bohaterów. Choć przeżywają oni przełom, zmieniają się „po estońsku” – powoli i spokojnie. Dzięki takiemu zbalansowaniu i dawkowaniu złych i dobrych impulsów, film sprawia wrażenie wyważonego, a przedstawiona historia zdaje się pomimo wszystko zmierzać ku pozytywnemu zakończeniu.

 

Źródło: Recenzja pierwotnie ukazała się w serwisie WszystkoCoNajwazniejsze.pl.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj