Bruno O’Ya. Estoński gość w polskim kinie

1
6391
Bruno O'Ya - Nikt nie chciał umierać
Bruno O'Ya - Nikt nie chciał umierać

Tę scenę pamiętają pewnie wszyscy widzowie „Potopu” (1974) Jerzego Hoffmana. Do karczmy Doły – „na pół drogi między Wołmontowiczami i Mitrunami” – gdzie zatrzymywali się mieszkańcy okolicznych zaścianków zawitała cieszącą się złą sławą „Kmicicowa kompania”, banda hulaków i zabijaków, a zarazem wiernych żołnierzy Andrzeja Kmicica. Spostrzegłszy grzejące się przy ognisku dziewczęta, szlachetkowie zapragnęli porwać je do tańca. Niewinnie zapowiadające się umizgi w mgnieniu oka przerodziły się w awanturę – dziewczęta nie były skore do zabawy, a w ich obronie stanęli miejscowi szlachcice z rodu Butrymów. W ruch poszły szable i pistolety. Wreszcie najpotężniejszy z Butrymów – Józwa zwany Beznogim – chwycił długą ławę „jakby leciuchną deseczkę” i ją obracać się, miażdżąc intruzów.

Józwę Butryma w ekranizacji powieści Henryka Sienkiewicza zagrał Bruno O’Ya – Estończyk, lecz od kilku już lat mieszkający we Wrocławiu. Był już dość dobrze znany polskim widzom, miał za sobą występy w filmach „Kiedy miłość była zbrodnią” (1967, reż. Jan Rybkowski), a przede wszystkim w „Wilczych echach” (1968, reż. Aleksander Ścibor-Rylski). To właśnie główna rola rozprawiającego się z bandą rabusiów chorążego Słotwiny w tym „polskim westernie”, zrealizowanym w malowniczej scenerii Bieszczadów, przyniosła gościowi z Estonii rozpoznawalność i popularność w Polsce. A także nagrodę dla najlepszego aktora na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Phnom Penh. Bruno nie znał jeszcze wtedy polskiego – głosu w filmie udzielał mu Bogusz Bilewski.

Zanim został aktorem

Zanim trafił do Polski, Bruno Oja (bo tak właściwie się nazywał) zdążył już zdobyć uznanie jako piosenkarz i aktor w Związku Radzieckim. Do aktorstwa wiodła go długa i nie zawsze łatwa droga. Urodził się 12 lutego 1933 roku w Tallinnie, jego ojciec był rodowitym Estończykiem, matka – Szwedką. Imię nadano mu ponoć na cześć popularnego w owym czasie pianisty Bruno Lukka. Dzieciństwo przyszłego aktora przypadło na trudne czasy, Estonia została wpierw anektowana przez Związek Radziecki, a następnie okupowana przez nazistowskie Niemcy. W 1944 roku na terenie kraju toczyły się ciężkie walki, a Estończycy zmuszeni byli do bratobójczej walki po obu stronach frontu.

O’Ya o tamtych czasach wspominał jednak oszczędnie. „Tymczasem wojna powoli dobiegała końca. Nasi byli już pod Berlinem. 9 maja 1945, w radosnym dniu zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami, matka powiła trzeciego z kolei syna” – pisał w autobiograficznej książeczce Przepraszam, czy pan jest aktorem? (1977). W połowie lat 70. trudno było jednak pisać inaczej. Estońskie aspiracje niepodległościowe były tematem tabu. Jednak „jak każdy szanujący się Estończyk, Bruno O’Ya nie chciał być radzieckim” – zauważył autor noty biograficznej o aktorze, która ukazała się w rosyjskim „Kommersancie” po jego śmierci w 2002 roku – „Paradoks polegał na tym, że właśnie radzieckie kino przyniosło mu sukces i sławę”.

W późniejszych latach O’Ya wspominał, że jako dziecko nawet nie myślał o kinie. Wkrótce po wojnie zmarła jego matka, a ciężko chory ojciec został przykuty do łóżka po nieudanej operacji. Na najstarszego w rodzinie Bruna spadły obowiązki głowy rodziny. Musiał zaopiekować się ojcem i dwójką młodszych braci. Opiekę nad domem godził z treningami pływackimi i nauką gry na akordeonie. Przygrywał „do kotleta” w tallińskich restauracjach. Wiedziony chęcią pomocy choremu ojcu trafił na studia medyczne na Uniwersytecie w Tartu, które kontynuował później w Instytucie Medycznym w Moskwie. Bardziej niż nauka pochłaniał go chyba jednak sport – grał w piłkę wodną i koszykówkę.

W drugiej połowie lat 50. trafił wreszcie do Rygi, gdzie studiował wychowanie fizyczne. Jako koszykarz z sukcesami występował w miejscowym Spartaku, reprezentował Łotewską SRR w rozgrywkach ogólnoradzieckich, otarł się nawet o kadrę olimpijską ZSRR. Jego drugą pasją stała się muzyka i estrada. Już w czasach studenckich w Rydze zaczął występować z niewielkim zespołem, grającym w klubach, kawiarniach i restauracjach. Grał na gitarze, kontrabasie, akordeonie i fortepianie, sam śpiewał, komponował i pisał teksty. Dorabiał imając się różnych profesji, także fizycznie, był m.in. kierowcą i robotnikiem w ryskich zakładach elektrotechnicznych VEF.

W Rydze pochłonęło go życie muzyczne. Koncertował razem z młodym jeszcze wówczas Raimondsem Paulsem (późniejszym słynnym łotewskim kompozytorem i pianistą). Na przełomie lat 50. i 60. w Rydze zaczął królować jazz. Spośród wszystkich stolic republik radzieckich chyba właśnie tam ten gatunek cieszył się największą popularnością. Do jego popularyzacji przyczynił się też O’Ya, który kierował wówczas nieoficjalnym ryskim klubem jazzowym, organizował festiwale i koncerty. Wtedy także udało mu się skończyć w Rydze studium aktorskie, pod koniec lat 50. zaczął grywać pierwsze epizody filmowe, a na początku lat 60. prowadził w łotewskiej telewizji programy rozrywkowe. Był już rozpoznawalną postacią w ryskim świecie artystycznym, ale nadal czekał na przełom w karierze.

https://www.youtube.com/watch?v=zwsBCW7z2RY

W filmie radzieckim

W czasie jednego z występów muzycznych w Rydze Bruna miał dostrzec radziecki reżyser Gieorgij Danelija. Późniejszy twórca takich filmowych przebojów radzieckiej kinematografii jak „Mimino” i „Kin-dza-dza!” miał już na koncie pierwsze filmowe sukcesy. Tym razem szykował się do produkcji filmu „Droga do przystani”, opowiadającego o pracy marynarzy pływających na wodach Oceanu Arktycznego. Danelija poszukiwał odtwórców do ról ludzi twardych i niebojących się wyzwań, które niesie ciężka praca na dalekiej Północy. Wysoki, dobrze zbudowany i wysportowany O’Ya pasował do takiej roli idealnie. Nie tylko wcielił się w marynarza (zresztą o imieniu Bruno), ale wspólnie z filmowym partnerem Walentinem Nikulinem nagrał do filmu „Piosenkę o przyjacielu” (ros. „Piesnia o drugie”), która wkrótce stała się bardzo popularna.

Przed O’Yą otworzyły się nowe możliwości, posypały się kolejne propozycje filmowe, które zawdzięczał głównie aparycji. Po latach pisano o nim jako „jednym z najbardziej charyzmatycznych aktorów radzieckich lat 60.” czy „najprzystojniejszym aktorze ZSRR”. Radziecka kinematografia tamtego okresu zaczęła odchodzić od schematycznego wzorca bohatera socrealistycznego, zaczęto doceniać także takie cechy jak urok osobisty i męskość. Zaczęła się moda na aktorów z krajów bałtyckich. Na tej fali rozbłysła również gwiazda Bruno O’Yi. Paradoks polegał jednak na tym, że odgrywani przez Litwinów, Łotyszy i Estończyków bohaterowie rzadko kiedy byli postaciami pozytywnymi.

Jak pisał po latach dziennikarz „Kommersanta” Bałtowie „udanie odgrywali w naszym kinie sadystów-obersturmbannführerów i krwawych amerykańskich szpiegów albo po prostu cudzoziemców, którzy inaczej niż nasi (bardziej stylowo) nosili garnitury, palili i mówili z niepodrabialnym zachodnim akcentem”. W karierze Bruno O’Yi posypały się role amerykańskich szpiegów, zagranicznych dziennikarzy i wreszcie nazistowskich złoczyńców w filmach wojennych. Niemiecki mundur przywdziewał m.in. w „Skowronku” (1964, reż. Nikita Kurichin, Leonid Menaker), biorącym udział w Festiwalu w Cannes, „Pamiętaj, Kaspar” (1964, reż. Grigorij Nikulin) i „Wiośnie na Odrze” (1967, reż. Leon Saakow). Z kolei w „Generale i margerytkach” (1964, reż. Micheil Cziaureli) wcielał się w postać polskiego emigranta Władka Lechowskiego, wplątanego w spisek zachodnich militarystów.

O tym, że Bruno potrafi być nie tylko atrakcyjnym bohaterem drugiego planu, ale stać go również na przekonujące role dramatyczne radziecka publiczność przekonała się po obejrzeniu litewskiego filmu „Nikt nie chciał umierać” (1965, reż. Vytautas Žalakevičius). Fabuła osadzona była w realiach powojennej litewskiej wsi, targanej walkami między nową radziecką władzą a antykomunistyczną partyzantką. O’Ya zagrał w nim jednego z czterech braci Lokysów, którzy po śmierci ojca z rąk partyzantów muszą sami chwycić za broń, by bronić wsi i spokoju jej mieszkańców.

Po latach na Litwie film zyskał status kultowego, choć wszyscy zdawali sobie sprawę z ustępstw na rzecz oficjalnej radzieckiej narracji, które musiał poczynić reżyser. Partyzanci, dziś czczeni na Litwie jako bojownicy o wolność, w czasach radzieckich przedstawiani byli jako bandyci, nacjonaliści i wspólnicy nazistów. Jednak wymowa filmu nie jest tak oczywista. „Žalakevičius świadomie otworzył wątek antykomunistycznego podziemia, którego dotąd unikano. Co więcej, zachowując wymuszony ideologią podział na dobrych (komunistów) i złych (tzw. leśnych braci), podważył przynależność tych drugich do strefy Zła, nadając choćby swoim bohaterom «negatywnym» pseudonimy, mocno osadzone w mitologii litewskiej” – pisał po latach o filmie polski krytyk Konrad J. Zarębski.

Kluczowa jest tu odgrywana przez O’Yę postać Broniusa Lokysa, najstarszego i najdojrzalszego z braci, który musi zastąpić im ojca (czy nie widać tu nawiązania do prawdziwych losów Bruna?), jednocześnie frontowego weterana, który wie, czym jest wojna i śmierć. To on, wspominając ciężkie walki z Niemcami na terenie Łotwy, wypowiada słowa będące tytułem filmu. I on też nie chce umierać, szuka kontaktu z leśnymi braćmi, chce uniknąć niepotrzebnego przelewu krwi. Ostateczna konfrontacja – niczym w westernie – jest jednak nieunikniona. „Decydując się na konwencję westernu, Žalakevičius podjął próbę takiego opowiedzenia o synach sołtysa, szukających zemsty na partyzantach za śmierć ojca, by w wyniku mieszania konwencji pokazać nieco prawdy o Litwie tamtych dni” – pisze Konrad J. Zarębski.

Film cieszył się uznaniem krytyki i publiczności. Zdobył liczne wyróżnienia, m.in. główną nagrodę Wszechzwiązkowego Festiwalu Filmowego w Kijowie, nagrodę Komsomołu, a za granicą – nominację do nagrody za najlepszy film na Międzynarodowym Festiwalu w Karlowych Warach. Przed młodymi litewskimi aktorami, grającymi braci Broniusa – Regimantasem Adomaitisem, Juozasem Budraitisem i Algimantasem Masiulisem – otworzyły się drzwi do wielkich filmowych karier, przed Brunem O’Yą, który za rolę Broniusa Lokysa otrzymał Nagrodę Państwową ZSRR – drzwi do kariery międzynarodowej. W tym czasie, oprócz filmu, pozostawał wierny estradzie. „Nikt nie chciał umierać” pomógł mu w zdobyciu ogólnokrajowej sławy. Występował z wieczorami twórczymi i koncertami niemal w całym Związku Radzieckim.

Polski rozdział

Wkrótce po sukcesie obrazu Žalakevičiusa rozpoczął się polski rozdział w karierze O’Yi. W „Nikt nie chciał umierać” po raz pierwszy zobaczył go przyjaciel Žalakevičiusa Jerzy Hoffman, który parę lat później powierzy mu bez wahania rolę Józwy Butryma. Do Polski zaprosił O’Yę Jan Rybkowski, reżyser polsko-niemieckiego dramatu wojennego „Kiedy miłość była zbrodnią”, opowiadającego o zakazanych przez nazistowskie prawo kontaktach niemieckich kobiet z robotnikami przymusowymi i jeńcami wojennymi. Bruno wcielił się w tym filmie w drugoplanową postać amerykańskiego jeńca Denisa. Film dotykał jednak niewygodnego z punktu widzenia ówczesnej propagandy tematu, a Niemców pokazywał w zbyt dobrym świetle. Reżyser zderzył się z ostrą krytyką, a film na długo stał się zapomniany.

Drogę do popularności w Polsce otworzył więc O’Yi inny film. Był to czas, gdy filmowcy polscy pokochali Bieszczady. Dzikie ostępy, opuszczone cerkwie, wysokie połoniny stanowiły idealny krajobraz dla kręcenia „polskich westernów” – opowieści o ludziach dzielnych i bezkompromisowych, wiernych zasadom, walczących ze złoczyńcami i bandytami. Jednym z takich filmów były „Wilcze echa” w reżyserii Aleksandra Ścibora-Rylskiego. Podobnie jak w „Nikt nie chciał umierać” akcja działa się w latach powojennych, a tłem wydarzeń były walki z oddziałami UPA i „reakcyjnymi bandami” – ukazane oczywiście zgodnie z komunistyczną propagandą, na przekór prawdzie historycznej. Podobno twórcy filmu przymierzali się, by główną rolę chorążego Słotwiny powierzyć Kirkowi Douglasowi, który w 1966 roku odwiedził łódzką szkołę filmową.

Na przeszkodzie do angażu amerykańskiej gwiazdy miała stanąć antysemicka nagonka, wywołana przez władze Polski Ludowej po wybuchu wojny sześciodniowej i zerwaniu stosunków z Izraelem. W tej sytuacji twórcy „Wilczych ech” musieli szukać innego aktora. Wybór padł na O’Yę, który wydawał się idealnie uosabiać cechy Słotwiny – bezkompromisowość, męskość, fizyczną siłę i atrakcyjność, ale też zawadiackość i niesubordynację. Bohater pokonuje bandytów i zgodnie z zasadami klasycznego westernu odjeżdża w siną dal z ukochaną kobietą u boku. Dla Bruna było to wyzwanie nie tylko aktorskie, ale też fizyczne. Do roli musiał nauczyć się jeździć konno, w trakcie zdjęć przeszedł bolesny upadek, doznał poważnych obrażeń. Choć lekarz w bieszczadzkim szpitalu, do którego trafił, kategorycznie wykluczał powrót na plan, Brunowi udało się wymóc na nim zgodę i zdjęcia mogły być kontynuowane.

Wtedy także po raz pierwszy wystąpił przed polską publicznością jako artysta estradowy. Zadecydował przypadek. Do Ustrzyk Dolnych na spotkanie z widzami mieli zawitać aktorzy z serialu „Czterej pancerni i pies”. Całość okazała się oszustwem, ale publiczność zdążyła się już zgromadzić na stadionie w oczekiwaniu na gwiazdy. Wiedząc, że Bruno ma doświadczenie estradowe, ekipa „Wilczych ech” zaproponowała mu występ. „Wjechałem na stadion, gdzie powitał mnie owacyjnie kilkutysięczny tłum. Na środku przygotowano jeden mikrofon. Zastanawiałem się chwilę, czy zsiąść z konia, czy ruszyć cwałem” – wspominał O’Ya. „Występy na stadionie nie były dla mnie nowością, bo w 1966 roku razem z radzieckimi aktorami filmowymi i estradowymi objechaliśmy z koncertami kilkaset stadionów, gdzie witało nas 50-80 tysięcy widzów dwa razy dziennie”.

Fragment filmu „Wilcze Echa” (1968), reż. Aleksander Ścibor-Rylski

Po sukcesie „Wilczych ech” O’Ya osiadł we Wrocławiu, gdzie stał się rozpoznawalną postacią i uczestnikiem lokalnego życia artystycznego. Zaprzyjaźnił się m.in. z współtwórcą kabaretu „Elita”, poetą i satyrykiem Andrzejem Waligórskim, z którym wielokrotnie współpracował i występował. Tutaj też poznał jedną ze swoich życiowych partnerek, Annę Sukmanowską. Opowiadano później, że gdy O’Ya pierwszy raz trafił do Wrocławia, pytał przechodniów o drogę do studia filmowego. Nikt jednak nie chciał z nim rozmawiać po rosyjsku – z wyjątkiem Anny, wówczas studentki Akademii Medycznej. Ślub wzięli w 1970 roku. Jeśli wierzyć źródłom rosyjskim wyjazd do Polski i małżeństwo zostało źle przyjęte w ZSRR – aktor miał zostać wykluczony ze Związku Filmowców i poddany artystycznemu ostracyzmowi.

W latach 70. O’Ya nie szukał już jednak popularności w Związku Radzieckim. Zdążył jeszcze zagrać w zrealizowanym w międzynarodowej obsadzie (m.in. Sean Connery, Hardy Krüger, Mario Adorf) „Czerwonym namiocie” Michaiła Kałatozowa. Film opowiadał o ekspedycji, zorganizowanej w 1928 roku dla uratowania załogi rozbitego w Arktyce sterowca włoskiego konstruktora Umberta Nobile. W jednej ze scen Bruno partnerował wielkiej włoskiej gwieździe Claudii Cardinale. „Reżyser dał znak, zaczęliśmy ujęcie. Patrzyłem na nią i nie wierzyłem własnym oczom. To nie była gra. Claudia patrzyła na mnie z taką siłą przekonywania, że nagle przeniosłem się w czasy gen. Nobile, wiedziałem, że ona musi go odszukać wśród lodów Arktyki, a ja muszę jej pomóc” – zapisał później O’Ya.

Gdyby został w ZSRR, zapewne podobnie jak wielu innych aktorów z krajów bałtyckich, nadal musiałby grać esesmanów i gestapowców. W Polsce był wolny od takich zobowiązań. Wyspecjalizował się w rolach w filmach kostiumowych. Pojawił się m.in. w „Koperniku” (1972) i „Kazimierzu Wielkim” (1975, oba w reż. Ewy i Czesława Petelskich) oraz serialach: „Zaklęty dwór” (1976, reż. Antoni Krauze), „Znak orła” (1977, reż. Hubert Drapella), „Rycerze i rabusie” (1984, reż. Tadeusz Junak), „Przyłbice i kaptury” (1985, reż. Marek Piestrak). Próbował swoich sił w produkcjach zagranicznych, w Bułgarii, Niemczech Wschodnich i Finlandii. Choć niemile widziany w ZSRR, pojawił się w małych rolach w dwóch radzieckich koprodukcjach – „Żołnierze wolności” (1976, reż. Jurij Ozierow) i „Centaury” (1978, reż. Vytautas Žalakevičius).

W swych aktorskich wędrówkach zahaczył także o ówczesną Czechosłowację. Wcielił się w postać Elama Harnisha, głównego bohatera serialu „Ucieczka z krainy złota” (1977, reż. Franek Chmiel), adaptacji przygodowej powieści Jacka Londona. Relacje z planu zdjęciowego – serial kręcony był głównie w słowackich Tatrach, imitujących książkową i ekranową Alaskę – zamieszczał w formie listów do wrocławskiej „Gazety Robotniczej”. Rola była dla niego dużym wyzwaniem, głównie z uwagi na trudne warunki. „Oj, czuję ja tę zimę na sobie. Czuje ją cała filmowa ekipa” – pisał w Przepraszam, czy pan jest aktorem? – „Grałem w 53 rozmaitych filmach, ale nigdy jeszcze nie było tak trudno – te zimowe sceny, ten cholerny plener…”

Najbardziej wyrazistą rolą pozostał, rzecz jasna, Józwa Butrym w „Potopie”, gdzie – jak pisał Andrzej Waligórski – „rozłożył kwiat aktorstwa polskiego, nie tylko własnym talentem, ale również dębową ławą ze styropianu w scenie karczemnej bijatyki”. „Był to straszliwy szlachcic, siły niedźwiedziej i wielkiego rozumu, ale surowy, zgryźliwy, ostro ludzi sądzący. Z tego powodu obawiano się go nieco w stolicach, bo przebaczać ani sobie, ani innym nie umiał” – opisywał Butryma Sienkiewicz i takiego też zagrał go O’Ya. Chociaż był bohaterem ledwie drugiego planu, zapisał się w pamięci widzów dzięki wyrazistości i charyzmie. „Mój pra-pradziad jako wojak szwedzkiej armii walczył z Polakami, a teraz ja biłem Szwedów, nawet wygrywaliśmy” – pisał Bruno we wspomnieniach.

Bruno powoli wnikał w polskie życie artystyczne i polską kulturę, choć nie bez kłopotów. Tych najwięcej nastręczał mu język. „Bruno zna z grubsza osiem języków, którymi posługuje się chętnie i szybko, nieraz wszystkimi naraz” – żartował Waligórski. Aktywność O’Yi nie ograniczała się tylko do ról filmowych i serialowych. Wystąpił gościnnie w „Locie nad kukułczym gniazdem” w Starym Teatrze w Krakowie jako Wódz Bromden (1979, reż. Krzysztof Zanussi), komponował muzykę, występował z własnym monodramem „Saga o Butrymie”, a także jako konferansjer i piosenkarz, odbył roczne tournée z Niebiesko-Czarnymi. Liczba jego recitali i koncertów szła w tysiące…

Powrót do ojczyzny

Po odzyskaniu niepodległości przez Estonię w 1991 roku O’Ya zostawił życie w Polsce i wrócił do ojczyzny. Osiadł w Tartu. Nie oczekiwano na niego z otwartymi ramionami – Estończycy pamiętali jego udział w propagandowych produkcjach radzieckich i patrzyli na niego nieufnie. Do wielkiego aktorstwa już nie wrócił. Próbował sił w biznesie, inwestując w firmę handlową i restaurację, lecz bez większych sukcesów. W 1998 roku przeszedł wylew, był częściowo sparaliżowany, musiał na nowo nauczyć się chodzić i mówić. Pod koniec życia wydał dwutomowy zbiór wspomnień pt. „Jako gość na tym świecie” (est. Külalisena siin maailmas). Zmarł 9 października 2002 roku w Tartu z powodu postępującej choroby nowotworowej, nie dożywszy 70. urodzin.

Bruno O’Yę zapamiętano przede wszystkim jako aktora charyzmatycznego, o pociągającym wyglądzie, który nie bał się wyzwań. Grał, śpiewał, tańczył, znał kilka języków obcych, na potrzeby filmów nauczył się jazdy konnej i różnych dyscyplin sportu. Potrafił pracować w trudnych warunkach, z wymagającymi reżyserami. Po jego śmierci w Estonii mówiono, że bardziej ceniony był za granicą niż w ojczyźnie. Wraz z upływem czasu jego role wspomina się z coraz większym sentymentem. Ale pozostawił po sobie nie tylko dobrą pamięć – dziś ze środków założonej przez niego fundacji przyznawane są stypendia jego imienia dla najbardziej obiecujących młodych estońskich aktorów.


Artykuł powstał w ramach projektu „Eestlased ja Eesti kultuur Poolas” („Estończycy i estońska kultura w Polsce”), dla którego Fundacja Bałtycka we współpracy z portalem Eesti.pl uzyskała dofinansowanie z programu grantowego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Republiki Estońskiej „Väliseesti ajalehtedele suunatud toetusprogramm 2020. aastal”  („Program wsparcia skierowany do estońskich czasopism zagranicznych w 2020 roku”) zarządzanego przez SA Kodanikuühiskonna Sihtkapital („Fundacja Społeczeństwa Obywatelskiego”).

Wybrane role w filmach i serialach polskich:

  • „Kiedy miłość była zbrodnią”, reż. Jan Rybkowski, 1967 – Denis, jeniec amerykański
  • „Wilcze echa”, reż. Aleksander Ścibor-Rylski, 1968 – chorąży Słotwina
  • „Potop”, reż. Jerzy Hoffman, 1973-74 – Józwa Butrym
  • „Kazimierz Wielki”, reż. Ewa i Czesław Petelscy, 1975 – Spytek z Melsztyna
  • „Zaklęty dwór”, reż. Antoni Krauze, 1976 – kozak Panczuk
  • „Wedle wyroków twoich…”, reż. Jerzy Hoffman, 1983 – Pietrek
  • „Rycerze i rabusie”, reż. Tadeusz Junak, 1984 – Jacek Dydyński
  • „Przyłbice i kaptury”, reż. Marek Piestrak, 1985 – Brunon Brenner
  • „Rykowisko”, reż. Grzegorz Skurski, 1986 – senator Mickey Caposta
  • „Pociąg do Hollywood”, reż. Radosław Piwowarski, 1987 – Wampir

Bibliografia:

  • Bruno O’Ya, rozmawia Maryla Chudzyńska, „Ekran” nr 10 (1039)/1977
  • Władysław Cybulski, Gość z Estonii, „Dziennik Polski”, 15 października 2002, dostęp: www.dziennikpolski24.pl/gosc-z-estonii/ar/2368360.
  • Bruno O’Ya, Przepraszam, czy pan jest aktorem? Wrocław 1977
  • Andriej Płachow, Umier Bruno Oja, „Kommiersant”, 11 października 2002, dostęp: www.kommersant.ru/doc/345540
  • Krzysztof Potaczała, Aktorski najazd, „Tygodnik Przegląd”, 26 sierpnia 2012, dostęp: www.tygodnikprzeglad.pl/krzysztof-potaczala-aktorski-najazd/
  • Adam Zarzycki, Bruno O’Ya, „Magazyn Filmowy” nr 13 (172)/1971
  • Informacje na portalach encyklopediateatru.pl, filmpolski.pl oraz kino-teatr.ru
  • Konrad J. Zarębski, Nikt nie chciał umierać, „Akademia Filmowa”, dostęp: https://www.akademiafilmowa.pl/film,17,448,0,Nikt-nie-chcial-umierac.html

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj