Pamiętając o przyszłości

0
772

Wszystko zaczęło się od powieści Williama Gibsona pt. „Neuromancer”, dającej początek generacji cyberpunków i wprowadzającej świat rzeczywisty do cyberprzestrzeni. Główny bohater powieści to Case – najgorętszy kowboj komputerowy, przemierzający superinfostrady, który przeciska swoją świadomość do cyberprzestrzeni, kradnąc zakodowane informacje dla każdego, kto zaproponuje mu za jego umiejętności odpowiednie pieniądze. W pewnym momencie oszukał nieodpowiednich ludzi, dorównujących mu inteligencją, którzy pozbawili go talentu, mikron po mikronie. Wygnany z cyberprzestrzeni, ugrzązł ograniczony swoim fizycznym ciałem. Zabiegał o śmierć w piekle high-tech. Było tak aż do momentu, gdy podziemie zaoferowało mu drugą szansę…

Czy Second Life oznacza drugą szansę dla mojego kraju, Estonii? Nie sądzę. Dla małych krajów bardzo istotną sprawą jest być widocznym na stale zmieniającej się arenie rzeczywistości.

Amerykański lingwista Noam Chomsky powiedziałby, że powinniśmy być zawsze świadomi tego, że nie da się nie poruszyć w jadącym pociągu. Dlatego też traktuję Second Life bardziej jako jedną z wielu możliwości dotarcia tam, gdzie niewielkiej nacji nigdy się to nie uda w realnym świecie. Chciałbym to traktować jako bramę pomiędzy przeszłością a przyszłością, jakoś sposób, dzięki któremu zapamiętamy przyszłość. Jak to możliwe?

Historyków, którzy są postrzegani jako specjaliści od zawirowań przeszłości, zawsze pyta się o spekulacje odnośnie przyszłości. Co więcej, nieuchronnie prowadzi to do ciekawej kwestii „przyszłości w przeszłości”. To znaczy do nieustannie zmieniającej się panoramy przeczuć i analiz, które powstają w Teraźniejszości, której już nie ma. Prześledzenie tych „przepowiedni” i analiz może być dość upokarzającym doświadczeniem. Przypomina się o okolicznościach, o których już dawno prawie zapomniano, bądź o tym, co miało jakiś wpływ na czyjś osąd. Od czasu do czasu może nas zaskoczyć przyjemne stwierdzenie, że jedno lub dwa przeczucia się sprawdziły.

Wykorzystanie pojęcia “historia” w codziennym żargonie często przywodzi na myśl to, co „martwe i przeszłe” czy „passé”, jak w klasycznej kwestii z popularnej w latach 80-tych serii Miami Vice: „Rzuć broń albo przejdziesz do historii!” Znajomość dziejów z pewnością zawsze była istotną w jednej z dwóch spraw. Kulturalne dobra luksusowe mają coś ze statusu nabytego smaku, lub inaczej są „instrumentem” służącym do przekazania interesów i narzędziem pomagającym w pracy bieżącym i potencjalnym władcom.

W związku z brakiem głównego narratora, który byłby w stanie usytuować w przestrzeni i nadać znaczenie historycznym „perełkom”, ta historyczna nieświadomość staje się czymś w postaci normalnego ludzkiego stanowiska. Niewiedza dziejowa neguje historię przez deklarowanie, że wiedza historyczna jest nie bez znaczenia dla życia i w chwili obecnej i w przyszłości. Innymi słowy – łatwo jest wyobrazić sobie, że powinniśmy pamiętać o przeszłości. Lecz my nie pamiętamy przeszłości. Pamiętamy teraźniejszość. To jest to, co budujemy lub rekonstruujemy na bazie pewnych krytycznych procedur. Trafne motto to: pamiętać teraźniejszość, myśleć o przeszłości i tworzyć przyszłość. Jakby powiedział William Gibson: „Historia może ocalić twoje cztery litery”.

Mówiąc o pamiętaniu o przyszłości powinno się również zadać pytanie – do kogo historia należy? To pytanie jest niezupełnie poprawne, ponieważ to, o co właściwie pytamy to – kto ma prawa do kontrolowania tego, co ”my” o przeszłości zapamiętamy? Ten wymóg, że o przeszłości trzeba pamiętać w konkretny sposób, jest nachalny, a od historyków oczekują wykonania swojego zadania zarówno ci, którzy im pracą oraz ci, którzy czują, że ich własne polityczne, społeczne i kulturalne przekonania są tymi, które zasługują na posłuch.

Powinniśmy przyznać, że w wielu sytuacjach ludzie cierpią nie od deficytu historii, ale od jej nadmiaru. Najbardziej szlachetna „pamięć” o rzekomo dawnych konfliktach często jest pożywką i nadaje intensywności gwałtownym konfliktom teraźniejszości. Kiedy „przeszłość” staje przeciwko „przeszłości”, w takich sytuacjach ludzie często stają w obliczu rywalizacji na wspomnienia, tj. bez określonej oprawy nic nie może być zdefiniowane w żaden klarowny sposób. W wielu przypadkach nie można tej walki rozstrzygnąć. Jedna grupa osób “pamięta” coś w jeden sposób, druga w inny. Lecz co ważniejsze to to, że rywalizacja jest, lub powinna być nieistotna wobec jakichkolwiek faktów, gdzie kłamstwo aż kłuje w oczy. Rzeczywiste kwestie prawie zawsze dotyczą nie konfliktów dziedzicznych, rzeczywistych czy wyimaginowanych, ale różnic pomiędzy teraźniejszością a świeżą przeszłością.

Sądzę, że ludzie nie mogą pamiętać o przeszłości bez jednoczesnej świadomości o pewnej liczbie iluzji, straty czegoś znienawidzonego bądź ukochanego. Idea straty jest ważna: w Europie nie ma dziś ludzi, którzy nie narzekaliby na to, że coś utracili. Można by powiedzieć, że opłakiwać coś, to znaczy nauczyć się opowiadać o czymś w inny sposób. Opowiadać w inny sposób o tym, co ktoś inny zrobił, co kto inny przeżył, o tym, co ktoś inny zyskał, bądź utracił. Idea straty jest fundamentalna. Życie ze stratą, opłakiwanie kogoś, lub czegoś – oznacza również wybaczanie samemu sobie. To rozliczenie polega na wymianie ról: każda ze stron zrzeka się prawa być tą jedyną w pociągu. Każda ze stron musi się czegoś wyrzec. Jest to trudne do wprowadzenia w realnym życiu, ale ma wielką wagę w procesie zapamiętania przyszłości.

Każdy naród ma swoje formujące go momenty, okresy metamorfozy, kiedy indywidualiści i grupy opowiadają nowe historie o sobie samych i kiedy tworzą się nowe zestawy zasad, dzięki którym te jednostki są klasyfikowane. Biorąc pod lupę historię Estonii, jeden z momentów formowania miał miejsce pomiędzy 1918 a 2004 rokiem, i miał on swój początek (1918-1939), okres niepamięci (1940-1991) i odrodzenia się (1991-2004) Powinniśmy brać pod uwagę to, że ostatnia faza mogła się jeszcze nie zakończyć.

Stąd też historia przypisała zadanie tworzenia i podtrzymywania tożsamości różnego rodzaju, robiąc z „nas” tych, kim jesteśmy. Kluczowe dla tych zadań jest połączenie upamiętniania działań i cierpień grup, które się w dany sposób identyfikują.

Aby dowiedzieć się, czy ta konkretna konstruktywna historia jest dobrym opisem nas samych, najpierw trzeba przetestować ją w interakcji z innymi. Potwierdzenie historii o nas samych nie może być przekazane przez kogokolwiek, ale tylko przez tych, których dana jednostka rozpoznaje i szanuje jako będących w pewnym sensie w zgodzie z tą jednostką. Dla państwa ten krąg wielkiej wagi będzie budowany przez inne narody.

Szczególną uwagę trzeba zwrócić na przypadki, kiedy inni zaprzeczają rozpoznania historii konstytutywnych dla jednostki. W takim przypadku, historie same w sobie mają trzy możliwości: zaakceptować historie opowiadane na dany temat przez innych, odrzucić te, które nie wygrają w konfrontacji z innymi albo pozostać przy oryginalnej wersji i spróbować przekonać słuchaczy, że naprawdę zasługują na uznanie. W ten sposób, podczas gdy pierwsze dwie opcje oznaczają, że akceptujemy definicje zaserwowane nam siłą przez innych, trzecia z nich oznacza, że to my serwujemy naszą definicję komu innemu.

Zmierzenie się z “innym” ma wymiar czasowy i historyczny tak samo istotny jak pozostałe, z uwagi na swój związek ze śmiercią, która daje ultimatum, której nadejście jest pewne, to ona określa przyszłość. Dopóki uczymy się, jak rozpoznawać siebie jako Tych Innych, będziemy w niebezpieczeństwie i powinniśmy mieć potrzebę dyplomacji. Jest to ważne, ponieważ konfrontacja z resztą stwarza niestabilność, dlatego że inność jest prawdziwie odmienna, a ta odmienność stanowi zagrożenie dla wspólnoty tak samo jak dla tożsamości jednostki. Dlatego też jednostka musi wiedzieć, w jaki sposób opowiadać swoją własną historię, aby właśnie w ten sam sposób widzieli ją inni. Wtedy można pozwolić na to, aby to drudzy opowiadali o nas samych.

Skupienie się historii na tym, co przeminęło i odeszło nie tylko oferuje nam alternatywną koncepcję dotyczącą tego, w jaki sposób możemy myśleć i żyć. Bardzo często oferuje również chwile oddechu od ciągłego wymogu, aby rezultaty zagłębiania się w ludzki świat zmierzały w stronę dążeń politycznych danego momentu.

Świat dwudziestego pierwszego wieku jest o wiele bardziej dynamiczny i elastyczny niż względnie stabilny i możliwy do przewidzenia okres zimnej wojny. Taka niepewność czyni praktykę polityki zagranicznej bardziej lub mniej trudną. Świat jest przejmowany przez o wiele bardziej skomplikowaną sieć sieci, z których każda składa się z powiązanych ze sobą i częściowo hermetycznych organizacji. Tego rodzaju konfiguracja bardzo różni się od starego systemu rywalizujących ze sobą bloków i sojuszników, gdzie państwo musiało przynależeć albo do jednej albo do drugiej grupy.

Sojusznicy oczekują przewidywalności – z perspektywy, zobowiązań i zagrożenia. Lecz właśnie tej cechy brakuje w świecie zdefiniowanym przez przemieszczające się zagrożenia, odmienne spostrzeżenia i społeczeństwa, które przejawiają szeroko zróżnicowaną gotowość do utrzymania i wykorzystania siły militarnej.

Być może główne źródło optymizmu leży w istnieniu Unii Europejskiej. Niestety najbardziej pozytywny aspekt UE rzadko jest dostrzegany. Jest przytłumiony przez niesłuszną obsesję dotyczącą względów czysto ekonomicznych. Jednak daje to nadzieję mniejszym i średnim państwom europejskim. Wiele można by opowiadać o byciu małym. Małe państwa z reguły nie rozpoczynają wojen. Zazwyczaj nie mają w sobie arogancji większych państw. Są również i wady. Biorąc UE za przykład, będzie ona się rozwijała, jeśli będzie strategiczna koalicja chętnych, składająca się z większych kluczowych państw i co najmniej kilku spośród mniejszych. Nic się nie stanie, dopóki większe kraje nie wyrażą na to zgody. Jest to okazja dla każdego małego europejskiego kraju gotowego na to, by myśleć jak większy. Jest moją szczerą nadzieją wierzyć, ze mój własny kraj, Estonia, jest na to gotowy.

Aktor John Wayne napisał: „Wiele wspaniałego można powiedzieć o życiu. Sądzę jednak, że najważniejsze jest jutro. Przybywa o północy, czyste. Kiedy nadchodzi jest idealne i układa się nam w naszych dłoniach. Ma nadzieję, że nauczyliśmy się czegoś od wczoraj”. Pamiętać przeszłość jest łatwo – to się już stało i nie można tego zmienić. Możemy jednak zmienić teraźniejszość i przyszłość. W rzeczywistości żyjemy w dniach przyszłej przeszłości – czasem nazywamy to „teraźniejszością”. Musimy pamiętać, że mamy przyszłość i że tworzymy ją naszymi decyzjami. Nie zapominajcie o swojej przeszłości, bądźcie świadomi teraźniejszości i pamiętajcie o przyszłości.

 

Tłumaczenie: Irena Rośkiewicz

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj