Wakacyjne dzienniki estońskie. Epilog

0
1073

Minął tydzień. Czas się pożegnać z Estonią. Ostatni spacer po tallińskim Starym Mieście. Pierwsza i ostatnia wizyta w Paldiski. Po raz ostatni przemoczone buty.

Nadal pada. Kiedy turysta się nudzi, budzi się żołądek. Myślę sobie – skompresuję naleśnika przy Rataskaevu. Idę raz, drugi. Wszystkie stoły zajęte, perspektyw na krzesło nie widać. Są tu nawet niemieccy emeryci-backpackerzy. I dwa, i cztery lata temu zawsze był przynajmniej jeden stół czekający na wygłodniałego gościa. Kompressor musiał dostać kolejkową rekomendację Lonely Planet czy inne cholerstwo. Kiedyś przytrafiło się to krakowskim zapiekankom i od tamtego czasu turyści nie dają im żyć.

Dopiero trzeci atak zakończył się sukcesem. Stół zdobyty. Są zmiany – kelnerki są miłe, można płacić kartą (bar zszedł z gotówkowej barykady chyba jako ostatni w Tallinie), a na barze stoi generator tłumów „TripAdvisor Certificate of Excellence”. Cztery gwiazdki, czy raczej wypełnione kółka (na pięć możliwych). Już jest mój pannkook z kurczakiem. Popijam ciemnym Tõmmu Hiid.

***

Po deszczowym mieście płynnie przemieszcza się diaspora łotewskich piłkarzy. Równie płynnie posługuje się rosyjskim. Gdzieś musi być Rudnievs, pardon, Rudniew. Towarzysko grają o 17.

***

Japończyk rzuca chrupka wróblom na pożarcie. Obserwuje z dwójką dzieci jak walczą o ten smakowity kąsek. Jest o co. Musi stanowić przynajmniej dziesiątą część ich opierzonych ciał.

***

Mój ulubiony estoński znak drogowy, a raczej chodnikowy, przedstawia dumnie spacerującą młodą damę oraz wysportowanego młokosa, który biegnie w nieznane miejsce. Trzymają się za torebkę.

Widziałem gdzieś wersję, gdzie trzymają się za serce. Nie mogę sobie przypomnieć gdzie.

***

Urok samotnych podróży – James, Grigol, Tatevik, czy pan, który w Wilnie gości polską młodzież pielgrzymującą do Ostrej Bramy (biedna religijna młodzież) itd. itd. Historie, anegdoty, wypadki.

Wczoraj z rana wyjechał mój współlokator – James. Podstarzały nauczyciel języka angielskiego (naucza bogatych mieszkańców Moskwy) streścił mi całe swoje życie intymne ostatnich dwóch lat. Dopiero teraz, wieczorem zauważyłem kartę pod łóżkiem „Hello mate! Idę skorzystać z „usługi””, podpisane James taki i taki, e-mail taki i taki. Spakował się, odebrał kaucję 15 euro i w drodze na lotnisko zahaczył o ilusalong, gdzie wprawiona w zawodzie Rosjanka obficie go naoliwiła i wymasowała za 20 euro.

***

Padało do 13. Potem jeszcze raz o 15.30. I znów zaczęło o 21. Okienko pogodowe udało mi się zagospodarować na wycieczkę. Z posowieckich baz w Paldiski wyszły nici. Czasu wystarczyło jedynie na klify. Okazałe i niebezpieczne. Do 25 metrów, duże prawdopodobieństwo osunięcia (z hukiem) w morze.

***

Pakuję się do jutrzejszego samolotu.

 

PS. Na tallińskim lotnisku jest biblioteka.

 

Właściwe dzienniki znajdują się we wpisie Wakacyjne dzienniki estońskie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj