Z haremu do burdelu. Artysta w postkomunistycznym świecie

0
1095

Jaan Kapliński

Tworzenie sztuki jest jak kochanie. Nie można tego powstrzymać, w jeszcze mniejszym stopniu można podporządkować i kontrolować królom, popom, sekretarzom partii. Ci ludzie zawsze zazdrościli artystom, zakazywali kochania, pisania, malowania tego i tych, których twórcy chcieli. Gromadzili kobiety i artystów w haremach, strzeżonych miejscach, gdzie byli otoczeni opieką, gdzie nie brakowało im niczego, niczego prócz wolności. Kiedy jest się w haremie, należy kochać swojego pana i nikogo poza nim. Haremu nie można opuścić.

Świat komunistyczny był właśnie takim haremem dla wielu jego mieszkańców i artyści nie stanowili wyjątku. Partia i KGB zazdrośnie trzymali ich z dala od jakichkolwiek wpływów Zachodu. I wyłącznie najbardziej lojalni i wierni otrzymywali pozwolenie na wizytę w kapitalistycznym świecie. Ale nawet za granicą nie mogli uciec oku „Wielkiego Brata”. Najczęściej mogli podróżować wyłącznie w grupach, w towarzystwie oficera KGB i jego informatorów. Podobnie jak kobiety z sułtańskiego haremu, które opuszczały go wyłącznie strzeżone przez towarzyszących im eunuchów.

Paradoksalnie, w tamtym okresie artyści czuli się ważni. Cenzura, uwaga, jaką poświęcała im KGB i Partia, były znakami wagi twórców. Pióro i pędzel stanowiły potęgę – w przeciwnym razie ich użycie nie budziłoby tylu zastrzeżeń.

Wszystko się zmieniło wraz z upadkiem komunizmu. Drzwi haremu nagle otworzyły się i każda kobieta mogła go opuścić. Właściwie zmuszono je do odejścia, albowiem nikt już się o nie nie troszczył. Władców nie stać było na posiadanie haremu, więc oddalili kobiety. Gdzie mogły odejść? Szczęśliwsze posiadały inne umiejętności prócz sztuki miłości i dzięki temu mogły zacząć zarabiać. Inne wróciły do rodzin, które się nimi zaopiekowały. Jeszcze inne zostały żebraczkami. Wiele – prostytutkami. Droga z haremu do burdelu jest krótka, prostsza niż z haremu do wolności.

W przeszłości zabroniono nam kochać bogatych ludzi skorumpowanego Zachodu. Dziś zabiegamy o ich łaski i prezenty.

Jedziemy do nich i śpimy z nimi, kiedy tylko otrzymamy ich wezwanie. My call-girls i call-boys ze wschodniego świata jesteśmy najszczęśliwsi z postkomunistycznych prostytutek. Wielu naszych byłych kolegów z haremu nam zazdrości. Jesteśmy zajęci, uprawiamy miłość z wieloma ludźmi, a życie stało się znacznie droższe i niepewne.

Czasem, czekając wyczerpani na ogromnym lotnisku całkiem nowego świata wolności, zadajemy sobie pytanie, czym w rzeczywistości jest wolność, w którą wierzymy i dla której giną nasi bracia. Pytamy siebie, jaka jest różnica między haremem a burdelem, odaliską a call-girl. Czy świat nie otworzył się dla nas jako ogromny harem z wieloma sułtanami i emirami, którzy żądają od nas miłości.

Istnieje jednak jedna różnica – teraz mają większą swobodę wyboru.

 

Źródło: Estonian Literary Magazine, 6 Spring 1998.

Tłumaczenie: Małgorzata Zofia Kozłowska.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj