Euro a kryzys

0
683

Kryzys, który zaczął się w 2007 roku, zachwiał światową gospodarką. Zarówno w Ameryce Północnej, jak i na pozostałych kontynentach, także w Europie, skutki recesji gospodarczej są widoczne do dzisiaj. Dostrzec je można nie tylko w sposobie, w jaki rządy poszczególnych państw rozporządzają pieniędzmi ze swoich budżetów, ale także w dużej niechęci ludzi do podejmowania jakiegokolwiek ryzyka – niewielkie nakłady na inwestycje nie pozwalają natomiast na szybkie zmiany. Wobec trudnej sytuacji nieliczne państwa dążą do wprowadzenia euro– nie da się bowiem ukryć, że tak duża zmiana może pociągnąć za sobą poważne i długotrwałe konsekwencje. Co więcej, te obawy potęgowane przez doniesienia o kryzysie w państwach Eurolandu. Nastawienie Polaków miała zmienić wizyta premiera Estonii, Andrusa Ansipa, który 13 czerwca 2011 r. przyjechał na kilka godzin do Gdańska, by opowiedzieć o możliwościach i korzyściach, jakie daje przedsiębiorcom wprowadzenie euro.

Estonia jest „najświeższym” członkiem strefy euro. Dołączyła do niej 1 stycznia 2011 r., jako pierwszy kraj po kryzysie gospodarczym i jako jeden z pierwszych przedstawicieli „nowej Europy” (wcześniej zrobiły to: Cypr, Malta, Słowacja i Słowenia). Mało kto przypuszczał, że mały północny kraj, który mocno ucierpiał w czasie światowej recesji, może spełnić restrykcyjne wymagania, by stać się współużytkownikiem waluty Unii Europejskiej. Jak udowadniał podczas swojej prezentacji premier Ansip, obawy te były całkowicie niesłuszne. Od 1995 roku Estonia jest jednym z najszybciej rozwijających się krajów w Europie. Wyprzedziła pod tym względem m.in. Polskę, Finlandię i Szwecję. Przez 15 lat PKB Estonii wzrosło o 96%, podczas gdy w Polsce o 86%, w Finlandii o 47%, a w Szwecji – o 44%. Kryzys sprawił, że estońskie PKB zaczęło się kurczyć (co było reakcją krajowej gospodarki na nadejście światowego kryzysu), jednak po 3 latach powróciła tendencja wzrostowa. Nie bez powodu nazywa się więc Estonię „tygrysem Europy”. Z pewnością tak szybki i ciągły rozwój był ważnym czynnikiem, który przekonał władze Europejskiego Banku Centralnego, że estońska gospodarka poradzi sobie z trudnościami wiążącymi się z wprowadzaniem nowej waluty. Udało się i od ponad pół roku Estonia może cieszyć się nowymi możliwościami, jakie daje jej nowa waluta.

Dużym zaskoczeniem dla słuchaczy był przygotowany przez premiera wykres dotyczący eksportu w regionie krajów nadbałtyckich. W ciągu 2 lat ilość towarów eksportowanych z Estonii wzrosła o ponad 60% (dla porównania, w Polsce tylko o niecałe 30%), co jest nie lada osiągnięciem i udowadnia, że gospodarka Estonii rozwija się prężnie i znajduje coraz to nowe sposoby na powielanie swojego kapitału. Niestety, mimo że relacje polityczne między Polską i Estonią są doskonałe, nie przekłada się to na wzrost wymiany gospodarczej. Premier Ansip bardzo ubolewał nad tym faktem i jak sam przyznał, nie może znaleźć konkretnego i logicznego powodu, dla którego taki stan rzeczy ma miejsce. Ciągle to Polska eksportuje do Estonii więcej niż stamtąd importuje. Co ciekawe, nawet do Nigerii Estonia eksportuje więcej niż do Polski. Ciągle więc największymi partnerami handlowymi Estonii są Finlandia, Szwecja, Rosja i Łotwa, a Polska nie odgrywa ważnej roli w estońskiej sferze biznesowej. Premier wyraził nadzieję, że wprowadzenie euro w jego kraju zachęci polskich przedsiębiorców do nowych inwestycji. Jako dowód atrakcyjności swojego kraju porównał poziom bezpośrednich inwestycji zagranicznych, a ten jest dwukrotnie wyższy niż osiągany w Polsce. A jest to wynik możliwości, jakie Estonia oferuje inwestującym w niej korporacjom. Inwestorzy dostrzegają ogromne możliwości kraju, które mogą zapewnić im zyski. Im więcej zagranicznych inwestorów, tym pewniejsze wydają się zyski z włożonego w biznes kapitału. Współpraca między Polską i Estonią powinna znacznie się zaktywizować, żeby przedsiębiorcy z obu krajów dostrzegli leżące w nich potencjały i żeby te państwa zżyły się ze sobą jeszcze bardziej poprzez silne więzy ekonomiczne.

Premier Ansip wspomniał o czymś, co zdaje się być wizytówką Estonii na arenie międzynarodowej, a mianowicie – o zinternetyzowaniu wszystkich sfer życia w tym niepozornym nadbałtyckim kraju. Jest to piąty w Europie kraj pod względem ilości operacji bankowych przeprowadzanych przez Internet – Estonię wyprzedziły jedynie: Holandia, Finlandia, Szwecja i Dania. 65% spośród wszystkich transakcji bankowych dokonywanych jest za pośrednictwem banków internetowych – nie da się ukryć jak wielkim jest to udogodnieniem dla przedsiębiorców. Liczby mówią same za siebie: przez Internet przeprowadzanych jest w naszym kraju tylko 25% wszystkich operacji, a to oznacza, że przedsiębiorstwa spędza długie godziny w oddziałach banków.

Bardzo ciekawa była odpowiedź premiera na pytanie dlaczego właściwie Estonii tak się spieszyło, by wejść do strefy euro. Powiedział bowiem, że nie chodziło tu o żadne problemy estońskiej korony, gdyż ta od wielu lat związana była stałym kursem z euro. Chodziło o niepokój, jaki zrodził się w narodzie, do którego zaczęły dochodzić plotki o dewaluacji estońskiej waluty. Po tym, ile pokory, oddania i zaufania wykazało społeczeństwo wobec swojego rządu, ten nie mógł pozwolić na to, by niepokój o następny dzień spędzał sen z powiek wszystkim Estończykom, którzy bez mrugnięcia okiem zgodzili się na wydłużenie wieku emerytalnego, zmniejszenie płac i inne reformy oszczędnościowe. Uznano, że najlepszym rozwiązaniem będzie wprowadzenie silnej waluty, co uciszy plotki o dewaluacji i uspokoi obywateli. Euro stało się też świetnym narzędziem do ożywienia handlu zagranicznego, gdyż silna waluta, która jest obecna w wielu krajach Unii Europejskiej zachęca do współpracy nowych inwestorów spoza Estonii. Jeśli sytuacja w Estonii dalej będzie zmierzała ku lepszemu, będzie można stwierdzić, że estońscy parlamentarzyści znaleźli prawdziwy złoty środek.

Duże poruszenie wywołało na sali ujawnienie przez premiera wysokości zaciągniętego przez estoński rząd długu publicznego. I to nie dlatego, że był tak wysoki, że jego słupek prawie nie mieścił się na wykresie. Wręcz przeciwnie – był ledwo dostrzegalny. Podczas gdy Grecja bankrutuje, bo nie mogła poradzić sobie z kryzysem w swoim kraju, z wielu powodów w Estonii panuje stoicki spokój. Wszystko powoli idzie do przodu. A dlaczego? Bo dług publiczny Estonii wynosi ok. 6%, podczas gdy Grecji – 140%. Dla porównania, rosnący dług publiczny Polski osiągnął w 2009 r. pułap ok. 57%. Są to ogromne kwoty, które ciężko sobie wyobrazić. Wytłumaczenie premiera Ansipa było przejrzyście proste i niespodziewane. Estończycy starają się zaciągać jak najmniejszy dług publiczny, by nie obciążać przyszłych pokoleń swoimi niepowodzeniami. Starają się szukać innych wyjść z sytuacji i udaje im się to, dzięki czemu przyszli obywatele będą mogli pracować dla siebie, a nie po to, by płacić za kryzys i decyzje innych pokoleń.

Co jeszcze może zachęcić przedsiębiorców, szczególnie polskich, do współpracy z estońskimi firmami? Najprawdopodobniej przeważającym argumentem będą podatki. Podatek konsumpcyjny jest wysoki, gdyż jak ujął to sam premier, parlament stara się nakłonić obywateli do wydawania pieniędzy na inne cele, niż ciągła konsumpcja, np. do inwestowania. Jednak to, co najbardziej powinno zainteresować przedsiębiorców, to podatek od dochodów kapitałowych – wynosi jedynie 2,6% i należy do najniższych w Europie. Nic, tylko zakładać firmę.

Idąc za przykładem Estonii, Polska powinna starać się o spełnienie wymogów, by wejść do Eurolandu. Widać, jak wiele korzyści może przynieść taki krok. Premier Ansip podkreślał, że euro jest głównym narzędziem integracji wewnątrzeuropejskiej i bez niego może być bardzo ciężko zwalczyć kryzys. Takie podejście zachęca do podjęcia ryzyka, którego boi się tak wiele innych krajów. Poza tym, Estonia czeka, abyśmy dołączyli do niej w strefie euro. Premier Ansip wyraził nadzieję, że już niedługo Polska spotka się z Estonią w strefie euro. Miejmy nadzieję, że niedługo nasze kraje faktycznie się tam spotkają i to na podobnym, wysokim poziomie rozwoju.

Poprzedni artykułSłowo tygodnia: kangas
Następny artykułSłowo tygodnia: televiisor
Zuzanna Brunka
Studentka medycyny na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym, zafascynowana Estonią od 10 lat i odwiedzająca ją kilka razy w roku. Specjalistka w dziedzinie współczesnej muzyki estońskiej, współpracująca z wieloma czołowymi artystami tamtejszej sceny muzycznej i chcąca wypromować ją na arenie międzynarodowej. Kiedy do Trójmiasta przyjeżdżają zespoły muzyczne z Estonii, to ona opiekuje się nimi w czasie ich pobytu. Od wielu lat główny newswriter i tłumacz największej międzynarodowej strony internetowej najbardziej znanego estońskiego zespołu Vanilla Ninja. Od 2 lat aktywnie współpracująca z Konsulatem Honorowym Estonii w Gdańsku.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj