Estonia 2010 – Dziennik podróży

0
520

wróciliśmy!
a u nas duże zmiany

stwierdziliśmy, ze drzewa skurczyły się

te pieszczące oczy józefowskie sosny
stały się nagle zwyrodniałymi karłami natury

powiększyły się za to domy/żywiliszcza
ich zewnętrzne rozmiary
tworząc teraz krajobraz raczej obronnych zamków
z listy UNESCO
niźli rodzinnych miejsc odosobnienia
zjadanych przez naturę
po wykorzystaniu

bo natura tam
w Estonii
zjada z łatwością
nie tylko Bałtyk
zarastając go trzciną
ale i bardziej ciężkostrawne
kołchozy
czy pozostałości baz Armii Czerwonej

a ludziom
nie wiem dlaczego
żyje się dostatnio

widać to nie tylko na widelcach, sedesach, samochodach
ale i drogach, gdzie nikt nie musi przekraczać dozwolonych prędkości

a przy tym mają umiejętności doboru piękna
i życia w harmonii z naturą

załączone moje zdjęcia to efekt końcowy
skutecznej ucieczki z naturalnego lasu blokowisk
i lśniących w porannej mgle pajęczyn
elektro-/energo-/hydro-/tele-/ …
i bełkotu reklam

mnie się to udało wyjazdem do Estonii
gdzie w/w infrastruktura
też istnieje
ale w niewielkim stopniu
wobec przestrzeni

której TAM należy się pokora

ta potrzeba czystej przestrzeni
podczas tego wyjazdu
ograniczyła się do granicy morza i lądu
choć myślę
że Estonia czeka
i na dalsze odkrycia

14.8 – wyjazd z Warszawy

wieczór nad Wigrami
w Pensjonacie Wigierskim

pensjonat-nówka ze świerkowych bali
jak gdyby wybudowany na nasz przyjazd

ozdobiony świętymi ptakami
z ukrytymi duszami przodków

siadamy na rowery i szukamy miejsca z widokiem

na horyzoncie półwysep z klasztorem Kamedułów
w którym w 1999
spędzał wolny dzień
zesłaniec Boga
mówiąc, że
„Nie jestem tu po raz pierwszy,
ale jako Papież chyba po raz ostatni”

piasek pod stopami
i kąpiel przy zachodzącym słońcu
wg starych dobrych wzorów

woda tak gorąca
ze nie ma gdzie wychłodzić Vermouth

a widać było
że bracia zakonni coraz bardziej byli skłonni
do pomocy

15.8 – uroczyste pożegnalne śniadanie nad Wigrami

przecie to dzień Matki Boskiej Zielnej

dzwony klasztoru na pożegnanie

a i kolejny piękny zachód słońca w Kownie
gdzie Wilia wpada do Niemna

to tu zachody słońca oglądał mój ojciec
płynąc nie raz kajakiem z tych stron do Warszawy

kolejny gorący dzień

nawet policjantom nie chce się wypisać mandatu

za to z ochotą serwują nam litewską kuchnię
znacznie odbiegającą od standardów
kuchni babki Felicji z Wileńszczyzny
w kazachstańskim stepie w 1940

16/17.8 – Łotewski Bałtyk

słońce zaczyna się wstydzić
i gwałtowne burze przelatują nad nami co chwila

pensjonat RAKARI
i jego dach pokryty murawą
daje nam bezpieczeństwo

zaczynamy zauważać koniec sezonu
jesteśmy jednymi z nielicznych

miłe to i na plaży
której bezkres zawsze się kończy trzcinami

po poranku rowery podwożą nas do portowego miasteczka SALACGRIVA
z baśni o komunizmie

a i Rosjan pozostało nieco
i rosyjski jest mówiony

Grażyna prosi mnie abym do niej jednak nie mówił tym językiem
(dziadek Kajetan trzykrotnie był skazywany na karę śmierci)
a sama dosyć dobrze po angielsku zamawia zupę soliankową

tyłki nas bolą coraz bardziej
po kilkudziesięciu kilometrach
wydmową ścieżką
z pięknym widokiem ponad trzcinami na otwarte morze
z łuskami pocisków od dubeltówki
które szukały teraz już tylko ptactwa

aborygeni rezygnując z walki
o dostęp do morza
do słonej i śmierdzącej wody
stawiają sobie i potomnym
eleganckie wieże obserwacyjne

18/19/20.8 – estoński pensjonat SARNAKORSTI

to tuż za Sopotem Estonii – PARNU
ahhhhhhhh
co za gładź dróg

właściciele wykupili z dużego po-socjalistycznego gospodarstwa
dom i nieco ziemi
i próbują zarobić na hotelarstwie

ale to nie taka prosta sprawa

tym bardziej
że przyjeżdża ich syn
i nas muszą przenieść
do znacznie mniej komfortowego pokoju

w następnym dniu
nie uspakaja mnie i rowerowa wycieczka
wzdłuż wybrzeża

tym bardziej
że wokół trzciny i trzciny…

choć wyjazd następnego dnia
na wyspę KIHNU
która była w naszym posiadaniu do 1600 roku

jej południowa plaża
i rowerowy objazd dookoła
poprawia samopoczucie

21/22/23.8 – wiatrak PIVAROOTSI koło VIRTSU

były właściciel spółki budowlanej
kupił wiatrak
wyremontował
zlecił wykonanie dobrej strony internetowej

i tylko zmienia flagi narodowe na przywitanie

byłoby fajnie
ale zapomniał o oczyszczalni ścieków dla wszystkich
i chlapało trochę tyłek
z chemicznego kibla
w okrutnej symfonii smrodu

rowerami pojechaliśmy na bezludny wąski półwysep
wbijający się ostro w Bałtyk

a następnego dnia trafiliśmy nad urokliwą zatoczkę
gubiąc trop ścieżki rowerowej

wyspa SAAREMAA podjęła nas piękna pogoda
oświetlając północna jej stronę
do kąpieli
wśród kamieni i skał
z bezludną przestrzenią +/- 10 km
choć z asystą wojskowych zabudowań
które nie tak dawno
pełne były wrzawy Armii Czerwonej
(cała wyspa z lotniskiem była ICH)

pomiędzy jałowcowymi krzewami już zachodziło słońce
ale zdążyliśmy na ostatni prom

24.8 – TALLIN

miasto gaworzące pomiędzy górnym a dolnym starym miastem

górne stare miasto oglądamy w nocy
i trudno sobie wyobrazić
piękniejsze to „dolne”

ale Grażyna zauważyła następnego dnia

a ja czekałem na wyjazd do Parku Narodowego LAHEMAA

25/26/27/28.8 – półwysep KASMU

zapach morza odczuliśmy już wieczorem

jadąc na półwysep JUMINDA

nad Zatoką Fińską
gdzie prawie 70 lat wstecz podczas ewakuacji Tallina
zdarzyło się tu efektywne wykorzystanie niemieckich min

zatonęło około 60 okrętów, 16.000 ludzi i słońce

północny wiatr
utrudniał spojrzeć
w czeluść czasu

nie lubił podejrzeń

zwalał wodę z nieba
niczym bombowce Junkers Ju 88 z 806 grupy
stacjonującej w Estonii

lub sycząc jak żmija
wpadając miedzy kamienie
próbował wbić swe kły w moja łydę

lub nie wiadomo skąd
pojawiał się za plecami
niczym torpedowce S-26, S-27, S-39, S-40 i S-101,
które stacjonowały w Suomenlinna

wyszedłem przestraszony
zerknąwszy na głaz na szczycie
gdzie ktoś wcześniej
zapalił 2 znicze
i położył świeże kwiaty

w samochodzie włączyłem
po raz pierwszy w tym sezonie – grzanie

następny dzień
wiózł nas na rowerach
wzdłuż północnej linii brzegowej
naszego półwyspu KASMU

słońce sadzało nas
w kolejnych zatoczkach
pełnych rozgrzanego piasku

warto było przejechać prawie 2 km

Park Narodowy LAHEMAA to tysiące zatok,
liczne przybrzeżne bezludne wysepki,
ukazujące niepowtarzalny świat roślinny
a dalej w głąb lądu- zalesione wzgórza morenowe

29.8 – Ryga

znów „pojechałem do rygi”

po dobrze zapowiadającym się obiedzie
na ryskiej starówce

leciałem po trójkącie
KIBEL, UMYWALKA, PRYSZNIC
po kolejny Medal Lilienthala

30.8 – Wigry

wreszcie usiedliśmy
na drewnianym pomoście
by po kolejnej ulewie zaświeciło słońce
i na granacie nieba pojawiła się jesienna tęcza

perkozy robiły zawody w długości przepłynięcia pod wodą
a nury jak to nury dawały nury
wyciągając z dna rośliny
do kolacji

schodząc z pomostu
zauważyłem na boku nowiutkiego yachtu
ktoś napisał flamastrem
DO SPRZEDANIA
i numer telefonu +48 …

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj